środa, 30 grudnia 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część III)


W poprzednich dwóch wpisach przedstawiłem obrazy i grafiki z uśmiechniętą Maryją w sztuce tradycyjnej i współczesnej. Dzisiejszy wpis poświęcony będzie wizerunkom Maryi spoza naszego europejskiego kręgu kulturowego.

sobota, 5 grudnia 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część II)


W poprzednim wpisie zebrałem znalezione przez siebie (z pomocą znajomych) wizerunki uśmiechniętej Matki Bożej pojawiające się w sztuce (mówiąc ogólnie) klasycznej. W dzisiejszej, drugiej edycji galerii radosnych Bogarodzicielek, zebrałem przedstawienia współczesne. Przy okazji poszukiwań udało mi się odkryć paru bardzo interesujących katolickich artystów, którzy tworzą piękną sztukę religijną, wbrew postmodernistycznym tendencjom naszej epoki. Ponieważ ich twórczość jest znacznie obszerniejsza, niż tylko uśmiechnięte Maryję, zainteresowanych odsyłam do odwiedzenia ich stron, linki do których zamieszczę przy najbardziej (moim zdaniem) interesujących z nich.

sobota, 28 listopada 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część I)

Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zwróciłem uwagę na fakt, że tak niewiele wizerunków Matki Bożej przedstawia ją z uśmiechem. Nie przeszkadzają mi oczywiście obrazy, na których Maryja jest zamyślona, zatroskana lub po prostu smutna - wręcz przeciwnie, przypuszczam, że w ten sposób łatwiej jest utożsamić się z nią tym, którzy szukają u niej pociechy i zrozumienia, gdy wali się ich świat. Jednak Maryja, choć z pewnością doświadczyła w życiu wiele cierpienia, to niejednokrotnie musiała też doświadczać radości - zwłaszcza w kontekście swojego macierzyństwa. Ikonografia Maryi bez tego radosnego elementu wydaje się więc nieco wybrakowana, dlatego jakiś czas temu postanowiłem poszperać w sieci i zebrać w jednym miejscu wszystkie znane wizerunki uśmiechniętej Bogarodzicielki. 

sobota, 14 listopada 2020

Boża obietnica, wzruszenie i lęk

"Drabina Raju" - XII-wieczna ikona z Klasztoru św. Katarzyny na Górze Synaj.

Kiedy ostatni raz zatęskniłeś za Niebem?

Kiedy ostatni raz pomyślałeś o tym, że Twoim ostatecznym celem jest niekończące się nigdy szczęście, trwałe zjednoczenie z czystą, nieskończoną Miłością - Bogiem, który z miłości do Ciebie stał się człowiekiem i dał się zabić na krzyżu?

Kiedy ostatni raz – w obliczu świata ogarniętego grzechem, złem, smutkiem i cierpieniem – wzruszyłeś się tym, że kiedyś Pan powróci, wynagrodzi wszelką sprawiedliwość, "przekształci nasze ciało poniżone" (Flp 3,21), „otrze wszelką łzę” i sprawi, że „śmierci już nie będzie” (Ap 21,3-4)?

Kiedy ostatni raz zapragnąłeś całym sobą usłyszeć od Króla Wszechświata: „Dobrze, sługo dobry i wierny” (Mt 25,21), oraz „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (Mt 25,34)?

Źródłem licznych smutków i trwającego zagubienia jest przede wszystkim to, że zapominamy o tym, że nasza ojczyzna nie jest stąd - jest nią Niebo (Flp 3,20). Nie zostaliśmy stworzeni po to, by przeżyć w mniej lub bardziej uciążliwych warunkach kilkadziesiąt lat życia, będąc całkowicie oddanym na pastwę losu, a następnie bez wyjątku umrzeć i odejść w niepamięć, nieświadomość i niebyt, gdzie nie liczy się nic, a na pewno nie my sami. Zostaliśmy stworzeni, aby być z Bogiem. Jesteśmy powołani do szczęścia, do królowania, do wielkiej chwały i przede wszystkim do miłości.

sobota, 31 października 2020

W obronie obrony nienarodzonych

"Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie" 
Karl Christian Vogel von Vogelstein (XIX w.)

Myślałem przez pewien czas, co chciałbym napisać na temat ochrony życia nienarodzonego. Na pewno nie chciałem pozostawić decyzji Trybunału Konstytucyjnego - gdzie przesłankę eugeniczną do aborcji uznano za niekonstytucyjną - bez komentarza. Nie żebym szczególnie pragnął zaczynać w sieci jakąś kolejną dyskusję na ten temat - obecny poziom emocji bardzo utrudnia dialog z ludźmi przekonanymi, że zakaz aborcji jest barbarzyństwem, a post na internetowym blogu nie rozwiąże tego problemu. Nie będę więc tutaj polemizował z argumentami zwolenników aborcji - nie dlatego, że to nie jest potrzebne, ale dlatego, że takich materiałów jest już w sieci bardzo dużo i to znacznie lepiej opracowanych, niż ja bym potrafił (parę interesujących linków zamieszczę na końcu wpisu). Motywację miałem inną - chciałem przedstawić gdzieś swoją perspektywę, bo w tym momencie każdy głos katolicki w dyskursie publicznym jest cenny. Gdy napisałem na prywatnym profilu Facebook'owym krótki post celebrujący decyzję Trybunału i mocno zachęcający do wspierania organizacji pomagającej matkom w ciąży i w trudnych sytuacjach, dostałem parę prywatnych wiadomości wyrażających wdzięczność za zabranie głosu. Obecna sytuacja wymaga moim zdaniem przede wszystkim zwykłych rozmów z ludźmi, którzy myślą inaczej, aby ich zrozumieć i zachęcić do rozważenia naszego stanowiska. Natomiast w jakimś sensie równie pożyteczne może być wyrażanie swoich poglądów w formie pisemnej, gdzie ma się większą kontrolę nad tym, co chce się wyrazić, a potencjalny odbiorca ma więcej czasu, by myśl zawartą w tekście poznać, zrozumieć i przemyśleć. I generalnie tym właśnie jest ten wpis - zbiorem przemyśleń na różne, nośne dzisiaj tematy, bez jakiejś szczególnej kolejności. Mam nadzieję, że chociaż jedna myśl stąd komuś wyda się interesująca, może nawet warta przekazania dalej.

wtorek, 1 września 2020

Zbawiciel Świata czy bilboard?

Statua Chrystusa Zbawiciela z Rio de Janeiro z wyświetlonym na niej napisem "Solidarność"
Źródło: Materiały Ambasady Brazylii w Polsce

Z reguły nie piszę o sprawach bieżących, ale wyświetlenie na pomniku Chrystusa napisu "Solidarność" wymaga moim zdaniem choć krótkiego komentarza. Przy okazji pozwoli mi to terapeutycznie wyrazić oburzenie, bo jest to dla mnie kropla, która przelała czarę goryczy tych obrazoburczych czasów.

Chciałbym wierzyć, że za pomysłem wykorzystania pomniku Jezusa Chrystusa, Zbawiciela ludzkości, Syna Bożego, do manifestu społeczno-politycznego (o jego tandecie i brzydocie nie wspomnę), nie stał żaden praktykujący katolik. Niestety szanse na to są raczej niewielkie, zważywszy że inicjatorem akcji była podobno Ambasada Rzeczypospolitej Polski w Brazylii. 

środa, 19 sierpnia 2020

Poszukiwacz Pereł - Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny

Maryja z Dzieciątkiem Jezus Matka Boska, Matka Boska, Matka Boska, Zakonnica, Jezus Chrystus, Malarstwo, Matka Boska, Historia Sztuki, Wiara

"Jezus Chrystus przyszedł na świat przez Najświętszą Maryję Pannę i także przez Nią ma panować na świecie" 

                                            - św. Ludwik Maria Grignion de Montfort


Pierwszy raz usłyszałem o Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny na rekolekcjach w Korbielowie parę lat temu, gdzie podczas integracji jeden z uczestników opowiadając o tej książce powiedział, że jest ona dla niego "najważniejszą książką po Biblii". To bardzo śmiałe stwierdzenie zapadło mi mocno w pamięć i parę miesięcy później z ogromnym zaciekawieniem zabrałem się za czytanie Traktatu. Nie była to najłatwiejsza lektura, ale już w pierwszych akapitach uderzyła mnie głębia i moc zawartych w dziele myśli. Od razu poczułem, że będzie to książka, którą zapamiętam na długo. Tak faktycznie się stało - chociaż osobiście nie użyłbym tak mocnych słów, jak wcześniej wspomniane, to bez wątpienia jest to lektura, która miała ogromny wpływ na moje życie duchowe i kształtowanie się mojej wiary katolickiej; z pewnością najważniejsze dzieło, jeśli chodzi o kwestię nabożeństwa do Maryi. Z tego względu już od samego początku tworzenia tego bloga bardzo chciałem napisać o Traktacie i zachęcić innych do odkrycia tego niezwykłego dzieła. Dodatkowo traktuję ten wpis jako pewną formę wyrazu wdzięczności do Maryi, której opiekę, miłość i troskę na przestrzeni ostatnich paru lat odczuwałem (i wciąż odczuwam) szczególnie mocno. Bardzo chciałem nawet w ten skromny sposób pomóc rozszerzać nabożeństwo do Niej. Jeśli tym wpisem przekonam chociażby jedną osobę do pogłębienia swojej relacji z Bogurodzicą, cel uznam za spełniony. 

Tak czy inaczej, przejdźmy do rzeczy.

czwartek, 9 lipca 2020

Granice poświęcenia. Miejsce heroizmu w etyce chrześcijańskiej - praca na konkurs Dominikańskiego Studium Filozofii i Teologii

Zupełnie przegapiłem moment, kiedy Dziennik Poszukiwacza Pereł skończył już rok! Szkoda, bo myślę że byłaby to dla dobra okazja do (skromnego, ale jednak) świętowania. Z pewnością nie udawało mi się pisać ani tak regularnie, ani tak często jak chciałem, ale jak na pierwszy tego rodzaju skok w blogosferę jestem całkiem zadowolony. 100 polubień tego profilu również cieszy, mam nadzieję, że moje teksty okazały się dla niektórych z Was inspirujące, pomocne, albo przynajmniej ciekawe.

Z tej okazji chciałem udostępnić pewien dłuższy tekst, który napisałem na tegoroczną edycję konkursu organizowanego przez Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii. Tegorocznym tematem było: "Granice poświęcenia. Miejsce heroizmu w etyce chrześcijańskiej". Mimo starań nie udało mi się niestety wywalczyć podium, co nie zmienia faktu, że jestem zadowolony z tej pracy na tyle, by podzielić się nią ze światem - na tyle, na ile jestem w stanie obiektywnie ocenić, nie znalazła się tam chyba żadna herezja  Tym, których interesuje temat heroizmu a nie odstrasza kilkanaście stron tekstu, życzę miłej lektury, a pozostałym dziękuję za dotychczasowe wsparcie!

Link do pracy tutaj.

piątek, 29 maja 2020

Pius XII, Rolf Hochhuth i długotrwałe skutki fałszywego świadectwa

Po lewej: Rolf Hochhuth; po prawej: Sługa Boży Pius XII
Po lewej: Rolf Hochhuth; po prawej: Sługa Boży Pius XII

Przeczytałem wczoraj artykuł o tym, że kilkanaście dni temu zmarł Rolf Hochhuth, autor wystawionej po raz pierwszy w 1963 roku sztuki pt. Namiestnik: Tragedia chrześcijańska. Przypuszczam, że wielu osobom ten tytuł nic nie mówi. A jednak jest to bardzo istotna sztuka, której owoce widać po dziś dzień. Była ona bowiem kulminacja wielu lat komunistycznej propagandy, skierowanej przeciwko papieżowi Piusowi XII, której efektów doświadczamy, ilekroć słyszymy na forum publicznym o "papieżu Hitlera". Ta sztuka jest doskonałym przykładem, jak niewiele trzeba, by utrwalić w świadomości masowej bezpodstawny i niesprawiedliwy mit, a jak trudno jest się go potem pozbyć.

To w sumie niebywałe - propaganda totalitarnego reżimu i zakłamany rys postaci historycznej przedstawione na deskach teatru we wschodnim Berlinie wobec odpowiednich nastrojów wystarczyła aby wizerunek papieża, który świeżo po wojnie był powszechnie uważany za wroga Hitlera i przyjaciela Żydów, tak szybko przekształcić w obraz człowieka zupełnie obojętnego na zło Holocaustu, jeśli nie wręcz sympatyzującego z inspiratora tego ludobójstwa. Jest to tym bardziej uderzające, że po zakończeniu Wojny Piusowi XII za jego postawę wobec nazizmu i czynną pomoc Żydom wobec masowych deportacji publicznie dziękowało wielu Żydów - warto wymienić choćby pierwszego prezydenta państwa Izrael Chaima Weizmanna, naczelnego rabina Izraela Izaaka Herzoga czy głównego naczelnego rabina Rzymu Eugeniego Zollę (który po wojnie nawrócił się na katolicyzm, przyjmując imię chrzcielne właśnie tego papieża). Liczne gazety żydowskie nie szczędziły też po jego śmierci wyrazów uznania i wdzięczności za jego pomoc dla narodu żydowskiego podczas II WŚ. Nawet Albert Einstein w latach powojennych bardzo ciepło wyrażał się o Kościele i Jego postawie w czasach wojny, będącym w jego odczuciu jedyną instytucją, która miała odwagę sprzeciwić się nazistom.

niedziela, 24 maja 2020

"Zabawa w chowanego" z Prawdą i dobrem

Przez parę dni próbowałem sklecić jakiś tekst po obejrzeniu ostatniego filmu Sekielskich, "Zabawa w chowanego". Nie tyle o ofiarach i o skandalu, bo w tym wymiarze film mówi sam za siebie, ile o rozczarowującej dla mnie reakcji wielu katolików. Miałem już napisane całkiem sporo w odpowiedzi na najczęstsze irracjonalne argumenty, jakie słyszałem na temat filmu, ale w zasadzie dotarło do mnie, że sprawa jest w pewnym sensie już przegrana. Jeśli świadomość tego, że w naszym Kościele ksiądz molestujący dziecko bywa traktowany przez swoich przełożonych z większą troską, ostrożnością i zaangażowaniem niż jego ofiara, nie wystarczy komuś za powód do sprawiedliwego gniewu, to nic co mógłbym napisać tego nie zmieni. Ostatecznie utwierdziły mnie w tym przekonaniu wysiłki Tomasza Terlikowskiego, chyba najbardziej znanego katolika występującego w omawianym filmie, który już od paru dni bezskutecznie próbuje rozprawić się na swoich mediach społecznościowych z atakami tych, którzy zarzucają mu przykładanie ręki do niszczenia Kościoła. Tak jakby Kościoła nie niszczyli bardziej Ci, którzy od lat przedkładali (rzekome) dobro wspólnoty ponad dobro niewinnych.

Świadomość pewnej jałowości moich wysiłków odwiodła mnie zatem od pierwotnych planów, jednak nie chciałem całkowicie porzucać wpisu, nad którym spędziłem już trochę czasu. Chciałbym przynajmniej podzielić się swoim zmartwieniem o stan Kościoła, bo film i reakcje na niego w środowiskach katolickich najbardziej uwypukliły chyba właśnie stan głębokiego kryzysu, w którym się znalazł.

sobota, 11 kwietnia 2020

Smutek i radość - starożytna homilia na Wielką Sobotę


Zstąpienie Chrysusa do piekieł, tzw. Mistrz z Osservanzy (1445, Włochy)

Jedną z piękniejszych tajemnicy Triduum dla mnie osobiście jest to, że Wielka Sobota - dzień wielkiego smutku i żalu na ziemi - była jednocześnie dniem niewyobrażalnej radości dla tych wszystkich, którzy od wieków oczekiwali wyzwolenia z więzów Otchłani. Tego bowiem dnia, gdy wszyscy żyjący uczniowie Jezusa płakali rzewnie nad jego śmiercią, On zstąpił do piekeł, aby dopuścić do radości życia wiecznego Adama, Ewę, patriarchów, proroków i rzesze innych sprawiedliwych, dla których bramy Nieba były do tej pory zamknięte. Zamknięte, dopóki Syn Boży swoją Męką nie doprowadził do pojednania Boga z ludźmi.

Tak więc w ten sposób, który przepięknie obrazuje nieustanną opiekę Opatrzności Bożej, której wyroki i drogi nie zawsze rozumiemy, Wielka Sobota jest dniem ogromnego smutku i ogromnej radości. Pięknie tę prawdę rozwija starożytna homilia na Wielką Sobotę, którą znaleźć można w dzisiejszej godzinie czytań w Liturgii Godzin. Mi osobiście ten tekst nieodwracalnie zmienił i pogłębił postrzeganie tego doniosłego dnia, dlatego udostępniam go poniżej w całości - tekst wzięty z Liturgii Godzin (wydawnictwo Pallotinum):

poniedziałek, 16 marca 2020

Przemyślenia z kwarantanny

Zbiór luźnych przemyśleń nt. wiary i Kościoła w obliczu pandemii

1. Doskonała sposobność, by wzrastać w pokorze.

Najpierw byłem święcie oburzony namawianiem do niechodzenia na Msze. Był to dla mnie jawny zamach na pierwszeństwo kultu Bożego w życiu Jego ludu. Nawet gdy z biegiem czasu zacząłem przyjmować dobre intencje zwolenników tego rozwiązania, wciąż twardo trzymałem się swojej preferencji jako tej lepszej. Powoli jednak zaczynałem bardziej dostrzegać słuszność niektórych argumentów, a jednocześnie lepiej rozumieć, jak miłość bliźniego w formie troski o szybkie zduszenie epidemii może wprost wypływać nie z odebrania Bogu należnego mu pierwszego miejsca, ale właśnie z postawienia Go na pierwszym. Co ciekawe, zbiegło się to w czasie z zaleceniem biskupa, by nie uczestniczyć fizycznie we Mszy Świętej. Tak więc w końcu z pokorą przyjąłem zalecenie mojego pasterza, aby pozostać jednak w domu i przyjąć Komunię duchową.

Nie zawsze postawienie Boga na pierwszym miejscu będzie dla każdego wyglądało tak samo, jak dla mnie. Być może czyjeś decyzje tym spowodowane będą zupełnie inne niż moje. Być może wreszcie będą to decyzje mądrzejsze i lepsze. Obecna sytuacja przypomniała mi, że nawet z najlepszymi intencjami (wierzę, że można mi było takie przypisać) można się mylić - ważne jest jednak to, by umieć przyznać się, chociażby przed samym sobą, że jest się w błędzie. Podobnie warto się zastanowić, czy nie jest się zbyt prędkim do osądzania innych pod kątem ich miłości do Pana Boga, która przecież jest sprawą między Nim a nimi, a w świecie i w czynach objawiać się może naprawdę na wiele sposobów. Jeśli ktoś mówi, że walczy o coś ze względu na miłość do Boga, to jeśli nie mamy realnych dowodów na to, że kłamie lub zwodzi, to przyjmijmy to jako prawdę. Święta Tereska - niezrównany wzór pokory i miłości bliźniego - pięknie pisała o zakładaniu u innych najlepszych intencji:

"[...] szczególnie gdy demon stara się przede wszystkim stawiać mi przed oczami duszy wady takiej czy innej [osoby], którą uważam za mniej sympatyczną, natychmiast staram się znaleźć jej cnoty, jej dobre pragnienia, [...] a nawet to, co wydaje mi się błędem, może równie dobrze wynikać z intencji spełnienia aktu cnoty." 
Dzieje Duszy, G 12v-13r

Nie jest złym upomnieć kogoś lub osądzić jego uczynki, jeśli wiemy, że są złe i szkodzą jego duszy. Ale złym jest osądzać, gdy znaczną większość intencji drugiej osoby sobie dopowiadamy. Bardzo łatwo wtedy popaść w pychę, oj, bardzo łatwo.

2. Pamiętajmy o naszych parafiach i o proboszczach którzy muszą je utrzymywać.

W wielu miejscach biskupi udzielili diecezjanom dyspensy od uczestnictwa w Mszy świętej. Materialne potrzeby parafii wcale jednak nie zniknęły, a to właśnie my, parafianie, jesteśmy odpowiedzialni za dobre funkcjonowanie naszych wspólnot. Jak słusznie zachęcał Mateusz Ochman, w miarę możliwości wspierajmy nasze parafie w tym samym stopniu, w jakim wspieralibyśmy je chodząc normalnie do Kościoła. To przykre, ale zapewne wielu potrzebujących proboszczów będzie mieć obawy publicznie o tym napisać. Jak widziałem, nawet sama próba zachęty do odprawiania mszy mimo zagrożenia wirusem została przez niektórych zinterpretowana jako pazerność episkopatu, a co dopiero jakby ktoś wprost poprosił o pieniądze, z tak błahego powodu, że "parafia potrzebuje na utrzymanie". Może już nie myślimy tak o tym, ale parafia to nasz dom. Wspierajmy go.

3. W ocenie sytuacji pomaga pogłębienie wiedzy na dany temat (np. sakramentów).

Jeszcze niedawno byłem bardzo zaniepokojony odwoływaniem Mszy Świętych, widząc w tym swego rodzaju osłabienie wiary i brak przekonania w moc sakramentów. Wystarczyło jednak wgłębić się w temat trochę bardziej, by odkryć, jak płytkie miałem do tej pory zrozumienie sakramentologii. Pierwszy raz bowiem usłyszałem o komunii duchowej - pięknej, choć nieco zapomnianej tradycji, sięgającej aż do Soboru Trydenckiego. Poczułem się też zainspirowany do lepszego zrozumienia istoty Mszy. W końcu, odnosząc się do bieżących wydarzeń, Msze nie muszą być publiczne, by Bóg odbierał przez nie należną Mu chwałę.

Jeśli natomiast chodzi o najważniejszy cel Kościoła, czyli zbawienie dusz, w rozwiązywaniu obecnych trudności konieczna jest duża roztropność. Dlatego też ograniczenie przez pasterzy dostępu do sakramentów może nas smucić, ale nie powinien gorszyć. W zwyczajnych warunkach Komunia Święta, choć jest uwieńczeniem życia chrześcijańskiego, dla większości z nas nie jest koniecznie do zbawienia potrzebna. Dopóki umierający i Ci w stanie grzechu ciężkiego wciąż będą mieli dostęp do sakramentu pokuty lub do namaszczenia chorych (liczę na to, że nawet w obliczu pandemii są wśród nas kapłani gotowi do pomocy w przypadku czyjejś pilnej prośby o sakrament), dopóty zatrzymanie publicznych mszy będzie mogło mieć miejsce bez szkody na zbawieniu dusz. Wiele więcej nie mam do napisania - tak jak wspomniałem, dopiero jestem na etapie uświadamiania sobie swojej niewiedzy. Chciałem jednak chociaż takimi przemyśleniami się podzielić, żeby podzielić się zdrową ciekawością tego, o czym uczy nasz święty Kościół.

4. Przepaść między wierzącymi a niewierzącymi w Polsce nieustannie się pogłębia.

Czytając reakcję na mniej lub bardziej trafione decyzje polskiego episkopatu ostatnich dni, trafiłem niestety na bardzo wiele złośliwych komentarzy.

Nie oczekuję od niewierzących jakiejś heroicznej wyrozumiałości wobec naszego Kościoła - niestety, daliśmy i wciąż dajemy wiele powodów do braku zaufania i sceptycyzmu. Mimo to uderzyło mnie, jak bardzo nie ma już zrozumienia (ani nawet chęci zrozumienia) podstaw naszej wiary, nawet na płaszczyźnie teoretycznej. Widziałem wiarę katolicką porównywaną do pospolitych zabobonów. Widziałem artykuły, gdzie ludzie spoza Kościoła wzywają katolików (w dobrych intencjach zapewne, ale w praktyce brzmiało to bardzo protekcjonalnie), by przestali być ludem bezmyślnie słuchającym pasterzy. W końcu katolików próbujących bronić tych, dla których rezygnacja z Mszy Świętej nie jest wcale łatwą ani oczywistą sprawą, widziałem porównywanych do antyszczepionkowców, myślących tylko o sobie, których ekscentryczne i irracjonalne praktyki nie powinny być tolerowane ze względu na bezpieczeństwo innych.

Dlaczego o tym piszę? Chyba dlatego, żeby zwrócić uwagę na to, że nasza wiara naprawdę staje się już dla wielu osób jakimś niezrozumiałym kuriozum. Nie ma w tym oczywiście ich winy. Wina może leżeć tylko po naszej stronie - większość katolików nie odbyła nigdy dobrej katechezy, a Ci lepiej wykształceni często nie palą się do obrony wiary wobec zarzutów.

Jednym wnioskiem jest więc to, że naprawdę musimy zacząć znów przykładać się po pierwsze do własnej katechezy, a po drugie do odważnej i mądrej ewangelizacji. Drugim jednak jest też to, że musimy przestać z góry zakładać, że nawet przy pełnej inercji z naszej strony nasza wiara i kult są zupełnie bezpieczne, bo przecież "żyjemy w demokratycznym państwie". Oczywiście, nie możemy zacząć patrzeć na niewierzących i niekatolików jak na naszych wrogów. Ale nie możemy też być wobec nich bierni i naiwni. W oczach światach nasza wiara staje się coraz większym głupstwem (1 Kor 1,23), gdy nie ma ludzi, którzy potrafią ją obronić rozumem. A jeśli ta wiara, roszcząca sobie prawo do obecności w życiu publicznym, zostanie powszechnie uznana za irracjonalny, bezpodstawny, przestarzały przesąd, to niechybnie będzie atakowana. Pierwsze znaki już tu są - nie ma co dłużej zwlekać, trzeba znów zacząć krzewić katolicyzm jako religię wiary i rozumu. Żyjmy mądrze wiarą i nie dawajmy powodów do niesłusznych ataków. Brońmy przed atakami najlepiej, jak potrafimy. Przekazujmy wiarę tak, jak nam przekazywał Jezus Chrystus - pięknie, dosadnie i z głową. Jeśli to zaniedbamy, chodzenie na mszę lub korzystanie z wody święconej będzie miało taki sam PR, jak unikanie szczepionek lub czarnego kota na drodze.

poniedziałek, 9 marca 2020

A jeśli się mylę... czy to wyłącznie moja sprawa?

Św. Joachim czytający księgę - Michaelina Wautier (1650)

Muszę przyznać, że ten Wielki Post rozpocząłem z ciężarem na sercu. Raz czuję go mocniej, raz słabiej, ale nie jestem w stanie się go pozbyć.

Otóż sprawa jest dość prosta. Od paru lat inwestuję cały swój intelekt, całą swoją duchowość, całe swoje życie w wiarę katolicką. Wpatruję się w prawdę, nawet wtedy gdy jej treść wymyka się nieraz poza granice skończonego rozumu. Bronię tej prawdy tak zawzięcie, jakbym stawał w obronie własnej rodziny. Wyznaję wartości, wobec których zawszę będę niedoskonały i w drodze. Pragnę by wszyscy dostrzegli w końcu ich prawdziwość i dobro.

A przecież wiara nie odbiera mi kontaktu z rzeczywistością. Widzę, jak bardzo skomplikowany jest świat i jak wiele ludzi nie wierzy w Boga, o wierze katolickiej nie wspominając. Nie chcę w tym wpisie akurat mierzyć się z problemem "ukrytego Boga" ani z wieloma innymi pytaniami, które nieuchronnie w tym kontekście się pojawiają. Ale świadomość bycia tak mocno przekonanym w coś, co większości społeczeństwa zupełnie nie rusza, napawa mnie pewnego rodzaju niepokojem. W czym niby jestem lepszy, w jaki sposób niby mądrzejszy lub bardziej spostrzegawczy od tych, którzy mojej wiary nie podzielają? Czy na pewno jestem na tyle pewny swoich przekonań, że usprawiedliwia to ich szerzenie? Skąd wiem, że swoją definicję prawdy buduje na dobrych argumentach, a nie po prostu na zręcznym unikaniu kontrargumentów?

piątek, 28 lutego 2020

Dlaczego wierzysz?


Król pije, albo Fasolowy Król - Jakob Jordaens (1640-1645)

Dlaczego wierzymy w rzeczy? Dlaczego wierzymy ludziom, gdy nam coś obiecują lub opowiadają? Dlaczego wierzymy w zawartość podręczników, prac naukowych, wykładów? Dlaczego, generalnie rzecz biorąc, wierzymy w cokolwiek?

Nie zabłysnę tu zbytnio, gdyż odpowiedź jest rozbrajająco prosta - ponieważ uważamy to, w co wierzymy, za prawdę. Zanim uwierzymy komuś lub czemuś, ostrożnie rozważamy dostępne przesłanki (dowody, doświadczenie, wiarygodność autorytetu i tak dalej) i dopiero gdy dojdziemy do wniosku, że coś jest prawdziwe, decydujemy się w coś wierzyć.

Szczególnie podejrzliwi jesteśmy w stosunku do spraw bezpośrednio nas dotyczących. Nie chcielibyśmy wierzyć w coś tylko dlatego, że brzmi miło. Obietnice, rady, propozycje na udane życie - wszystko to staramy się weryfikować. W zasadzie im poważniejsza jest obietnica, tym bardziej próbujemy dociec, czy jest ona wiarygodna. Jest to zwykła ostrożność - w końcu jeśli w ważnej sprawie uwierzymy kłamstwu doprowadzi tylko do wielkiego rozczarowania. A im większa obiecana rzecz, tym większe potencjalne rozczarowanie i tym większa strata.

Skoro w ten sposób traktujemy wiarę w codzienne rzeczy i pospolite informacje, zastanawia mnie czasem, dlaczego tak wiele osób ma całkowicie odwrotne podejście w sprawach znacznie poważniejszych, mających nieporównywalnie donioślejsze skutki - w kwestii wiary, religii i światopoglądu. Choć wiara dotyka najbardziej fundamentalnych aspektów naszego życia i jej obietnice sięgają znacznie dalej, niż doczesność, niekoniecznie przekłada się to na dociekliwość co do prawdziwości tego, w co się wierzy. W większości przypadków mam wrażenie chodzi jedynie o to, żeby przyjęcie i praktykowanie konkretnej wiary po prostu dawało nam to, co chcemy lub potrzebujemy.

wtorek, 14 stycznia 2020

Kardynał Sarah, dwóch papieży i celibat


Mam już szczerze dość wszystkich mediów, katolickich lub nie, które nieustannie próbują przeciwstawiać Franciszka Benedyktowi, Kardynała Saraha Franciszkowi i generalnie wszystkich hierarchów przeciwko sobie.
Świat obiegła ostatnimi dniami wieść, że Benedykt XVI przeciwstawia się Franciszkowi w sprawie zniesienia celibatu i próbuje jakoś wpłynąć na jego decyzje odnośnie wniosków z Synodu w Amazonii . Bzdura.
"Osobiście uważam, że celibat jest darem dla Kościoła. Po drugie, powiedziałbym że nie zgadzam się z dopuszczeniem opcjonalnego celibatu, nie". Kto to powiedział? Benedykt XVI? Kardynał Sarah? Skądże! To papież Franciszek na samolotowym wywiadzie z 28 stycznia 2019. I gdzie to starcie idei? Gdzie to "krytykowanie Franciszka przez Benedykta"? Gdzie ten konflikt? Nie tam, tylko w miejscach, których cieszy wizja konfliktu w Kościele, czyli w wytwórniach filmowych (wymarzona sytuacja dla producentów "Dwóch papieży") i w mediach. Benedykt i Sarah bronią celibatu nie przed Papieżem, ale przed mediami i ich płytkim rozumieniem cennej w oczach Pisma i Tradycji bezżenności. Mediami, które teraz (o ironio) rozkręcają tę całą dramę.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Refleksja na Epifanię

Obraz: "Pokłon Mędrców ze Wschodu" - Salomon Koninck (ok. 1646)

Wszystkiego dobrego z okazji Uroczystości Objawienia Pańskiego!

Z tej okazji, by radość nie przesłoniła nam cennej i pięknej prawdy, oprócz życzeń parę przypomnień na temat centralnego dla dzisiejszych obchodów liturgicznych pokłonu Mędrców ze Wschodu.

Większość z nas pewnie wie, że Pismo Święte nie mówi nic o królach, a jedynie o mędrcach. Pismo nie mówi też wcale, że było ich trzech. Są to elementy wynikłe z tradycji i choć nie szkodliwe same w sobie, warto mieć świadomość tego, że Kościół nie traktuje ich jako części Objawienia i chociażby z tego powodu nie powinniśmy się do nich nazbyt przywiązywać. Dobrze też pamiętać, ciesząc się swoją szopką bożonarodzeniową i stojącej w niej figurkach, że dość powszechnie przyjmuje się, że mędrcy przybyli do Świętej Rodziny około dwa lata po jego narodzeniu - uważa się tak między innymi dlatego, że Ewangelia mówi, że odwiedzili go w domu (a nie w grocie/stajence/żłobie), ponadto tłumaczyłoby to, dlaczego Herod rozkazał wymordować dzieci do lat dwóch, a nie noworodki.