piątek, 29 maja 2020

Pius XII, Rolf Hochhuth i długotrwałe skutki fałszywego świadectwa

Po lewej: Rolf Hochhuth; po prawej: Sługa Boży Pius XII
Po lewej: Rolf Hochhuth; po prawej: Sługa Boży Pius XII

Przeczytałem wczoraj artykuł o tym, że kilkanaście dni temu zmarł Rolf Hochhuth, autor wystawionej po raz pierwszy w 1963 roku sztuki pt. Namiestnik: Tragedia chrześcijańska. Przypuszczam, że wielu osobom ten tytuł nic nie mówi. A jednak jest to bardzo istotna sztuka, której owoce widać po dziś dzień. Była ona bowiem kulminacja wielu lat komunistycznej propagandy, skierowanej przeciwko papieżowi Piusowi XII, której efektów doświadczamy, ilekroć słyszymy na forum publicznym o "papieżu Hitlera". Ta sztuka jest doskonałym przykładem, jak niewiele trzeba, by utrwalić w świadomości masowej bezpodstawny i niesprawiedliwy mit, a jak trudno jest się go potem pozbyć.

To w sumie niebywałe - propaganda totalitarnego reżimu i zakłamany rys postaci historycznej przedstawione na deskach teatru we wschodnim Berlinie wobec odpowiednich nastrojów wystarczyła aby wizerunek papieża, który świeżo po wojnie był powszechnie uważany za wroga Hitlera i przyjaciela Żydów, tak szybko przekształcić w obraz człowieka zupełnie obojętnego na zło Holocaustu, jeśli nie wręcz sympatyzującego z inspiratora tego ludobójstwa. Jest to tym bardziej uderzające, że po zakończeniu Wojny Piusowi XII za jego postawę wobec nazizmu i czynną pomoc Żydom wobec masowych deportacji publicznie dziękowało wielu Żydów - warto wymienić choćby pierwszego prezydenta państwa Izrael Chaima Weizmanna, naczelnego rabina Izraela Izaaka Herzoga czy głównego naczelnego rabina Rzymu Eugeniego Zollę (który po wojnie nawrócił się na katolicyzm, przyjmując imię chrzcielne właśnie tego papieża). Liczne gazety żydowskie nie szczędziły też po jego śmierci wyrazów uznania i wdzięczności za jego pomoc dla narodu żydowskiego podczas II WŚ. Nawet Albert Einstein w latach powojennych bardzo ciepło wyrażał się o Kościele i Jego postawie w czasach wojny, będącym w jego odczuciu jedyną instytucją, która miała odwagę sprzeciwić się nazistom.

Nie jestem w stanie samodzielnie omówić tu ani postawy i działań Piusa XII podczas trwania wojny, ani oceny jego pontyfikatu zaraz po wojnie, ani stopniowego fałszowania historii przez nieprzyjaznych mu publicystów i historyków. Jeśli ktoś jest zainteresowany tą historią, gorąco polecam książkę "Mit papieża Hitlera" autorstwa rabina Davida Dalina, która w przystępny sposób, z perspektywy żydowskiej, rozprawia się z kłamstwami i mitami, które skalały pamięć Piusa XII. Są oczywiście liczne inne książki o tej tematyce (w szczególności warto wspomnieć tu prace Ronalda J. Rychlaka), ale akurat polecam tutaj taką, którą miałem przyjemność sam przeczytać. Jestem przekonany, że sam jeszcze dużo nie wiem o historii tego pontyfikatu. Wiem tylko że - podobnie tak jak wiele niezwykłych postaci Kościoła - Pius XII był i wciąż bywa niesprawiedliwie atakowany i aż po dziś wiele niesłusznych oskarżeń kala jego wizerunek nawet w oczach katolików dobrej woli. Dlatego też tym krótkim wpisem chciałem zwrócić uwagę na problem fałszywych oskarżeń jak i na szczególną uporczywość mitów, które godzą w Kościół. Być może kogoś te słowa zainspirują do zgłębienia tematu, który wcześniej odbierali już jako jednoznacznie zamknięty na niekorzyść tego papieża. Papieża, którego być może kiedyś zobaczymy na ołtarzach (jego proces beatyfikacyjny trwa).

Na koniec tylko dodam, że cała ta sytuacja pokazuje wyraźnie, jak strasznym grzechem jest dawanie fałszywego świadectwa - bardzo łatwo kogoś oczernić przez niewiedzę, głupotę lub zawiść, a niezwykle trudno później oczyścić. Dlatego śmierć Rolfa Hochhutha, który nigdy nie wycofał się z zarzutów skierowanych wobec papieża w swojej sztuce, skłania do refleksji nad wiecznym losem jego i innych tych, którzy z różnych powodów atakują Kościół Chrystusa i Jego sługi. Niekoniecznie musi być to jednak refleksja zawistna lub pozbawiona nadziei. Rolf Hochhuth zmarł 13 maja, w rocznicę pierwszych objawień w Fatimie, kiedy to również odbyły się święcenia biskupie niejakiego Eugeniego Pacelliego, którego historia później zapamiętała właśnie jako papieża Piusa XII. Niektórzy mogą uznać taką zbieżność dat za niezwykłą ironię, chrześcijanin może jednak dostrzec w niej pewien znak. Skoro wierni naśladowcy Chrystusa modlą się nawet za swoich nieprzyjaciół, być może aż do dnia śmierci dramatopisarza Pius XII wstawiał się gorąco za tym, który tak bardzo zaszkodził jego pamięci. Znając bezmiar Bożego miłosierdzia, niewykluczone że modlitwy te zostały wysłuchane. Powierzmy zatem duszę pana Hochhutha naszemu Panu bo być może, niczym prześladowcy Chrystusa, naprawdę nie wiedział, co czyni. Jeśli zaś chodzi o Piusa XII, módlmy się o ujawnienie światu prawdy o nim (jakakolwiek by nie była), a także o jego rychłą beatyfikację, jeśli taka Boża wola.

Polecam bardzo artykuł (w j. angielskim), który zainspirował ten wpis (na którym zresztą mocno się opierałem): https://www.ncregister.com/daily-news/death-comes-quietly-for-pius-xiis-persecutor2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz