wtorek, 19 listopada 2019

Lepiej późno, niż wcale

fot. Ewa Bednarz

Dzisiaj zwrócił moją uwagę jeden szczegół w tym fragmencie Ewangelii Marka, w którym jest mowa o kobiecie cierpiącej na krwotok (Mk 5,21-43).

Ewangelista pisze, że "Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej." Tak więc 12 lat próbowała na wszelkie sposoby samodzielnie uporać się z problemem i dopiero gdy nie została jej dosłownie żadna inna opcja, przyszła do Boga. Czytelnik mógłby spodziewać się, jeśli nie jakiejś surowej reprymendy, to przynajmniej jakiegoś łagodnego upomnienia za tak długie poleganie na ludzkich staraniach, a nie na Bogu. A tymczasem Pan Jezus nie robił tej utrudzonej kobiecie żadnych wyrzutów, nawet nie zwrócił jej uwagi. Po prostu ją uzdrowił.

poniedziałek, 4 listopada 2019

O Eucharystii przemyśleń garstka

Obraz może zawierać: 2 osoby
Autor grafiki nieznany

„Ze wszystkich skarbów jakie Kościół posiada, największym jest bez wątpienia Najświętszy Sakrament, w którym przebywa nieustannie ukryty Ten, który jest szczęściem całego nieba" - Bł. O. Honorat Koźmiński, "O Eucharystii".
Nie sądzę, że wiele poradzimy na zanikanie wrażliwości na sacrum (de facto dla jakiejkolwiek religii) w przestrzeni publicznej, chociaż wciąż przykro jest widzieć i słyszeć, z jaką lekkością znieważa się rzecz dla katolików najświętszą. Nawet jeśli komuś wydaje się to głupstwem, w dobrym tonie byłoby zamilknąć, zamiast wyśmiewać - zwłaszcza, że w większości przypadków wiąże się to z kompletnym brakiem zrozumienia (ani nawet odrobiny chęci zrozumienia) źródła głębokiej czci, jaką katolicy oddają niepozornym zdawałoby się postaciom chleba i wina. Bez krzty dobrej woli nie idzie zrozumieć, skąd mimo licznych grzechów i apatii wiernych i duchownych ta cześć, czasem dla postronnych aż nazbyt gorliwa, wciąż w Kościele trwa, trwać musi i trwać będzie. Nawet gdy inne aspekty leżą i kwiczą. W obrębie wiary katolickiej, to nabożeństwo jest koniecznością, logicznym skutkiem głębokiego zakorzenienia w Piśmie i Tradycji. Traktowanie wiary serio siłą rzeczy skutkować będzie kultem eucharystycznym. A jeśli ktoś nie chce wieloletniej Tradycji Kościoła przyznać chociażby racji bytu, to niestety nic dziwnego, że nie będzie też potrafił uszanować rzeczy dla Kościoła najświętszej. Piszę "niestety", bo uważam, że jednak podstawowa kultura domaga się szacunku i powściągliwości, nawet przy radykalnej odmienności zdań.

Tak więc nie mamy sami wpływu na dobrą wolę innych (sam Bóg jej nigdy nie narusza). Co jednak możemy sami zrobić, to zadbać o to, by centrum życia chrześcijańskiego, jakim jest Eucharystia, stała się centrum naszego własnego życia, codziennego i duchowego. Musimy pielęgnować swoje nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, aby: po pierwsze, nie zapominać nigdy, jak bardzo Pan nas umiłował; po drugie, być gotowym Go bronić przed bluźnierstwem, kpiną czy profanacją, jeśli zajdzie taka potrzeba; i po trzecie, aby (zawsze godnie!) spożywając Eucharystię trwać w Chrystusie (J 6,56) i tym samym pozwalać się mu przemieniać, co jest jedyną pewną drogą do wzrastania w cnocie prawdziwej chrześcijańskiej miłości, którą następnie można i trzeba obdarowywać innych.

Mając szczególnie na uwadze punkt trzeci, a odnosząc się do niedawnej próby profanacji Najświętszego Sakramentu i następujących po niej licznych komentarzy w mediach, problemem Kościoła nie jest więc ogromna cześć oddawana Eucharystii, tylko częste zaniedbywanie innych obowiązków i uczynków miłosierdzia. A skoro tak, to (pomijając wyżej wspomniany brak podstawowej kultury) zupełnie mija się z celem drwienie z pierwszego, by zwrócić uwagę na drugie. Wręcz przeciwnie - zanik pierwszego kompletnie zaprzepaści szanse, by Kościół mógł się wygrzebać ze swojego obecnego dołka. Każda miłość i każda dobra intencja, oderwana od niewyczerpanego źródła Miłości i Dobra, bardzo łatwo się wypacza, a na pewno szybko się wypala. Bądźmy więc czujni i stroniąc od wszelkiego grzechu, pragnijmy Eucharystii nade wszystko.

Nie poprzestawajmy też na wewnętrznym usposobieniu - dawajmy naszej czci świadectwo! Przyklękajmy przed tabernakulum powoli, z dbałością i nabożeństwem. Gdy widzimy Najświętszy Sakrament, czy to w monstrancji, w procesji, czy w ręku księdza, uklęknijmy! Podchodząc do Komunii, wypowiadajmy "amen" z pełnym przekonaniem - nie na pokaz, natomiast na serio. Dając osobom wokół poznać poprzez nasze gesty i zachowania, że naprawdę wierzymy w Najświętszy Sakrament, niewykluczone, że wzbudzimy w kimś pierwsze ślady zrozumienia, że w tej niepozornej Hostii kryje się coś więcej, niż widzą oczy. Być może nawet sam Nieskończony.

niedziela, 27 października 2019

Poszukiwacz Pereł - "Troje do Pary", abp Fulton Sheen

Słowem wstępu - seria #PoszukiwaczPereł pojawia się oryginalnie na mojej stronie na Facebooku, ale zamieszczam je również tutaj dla porządku i na dowód, że blog nie umarł, a żyje.

Idea jest taka, że aby dotrzymać konwencji, jaką nadaję temu blogowi jego nazwa, publikuję co tydzień krótką zajawkę/komentarz o godnej polecenia pozycji (książkowej lub online), w mojej odczuciu będącą po prostu perłą. Te teksty będą raczej krótkimi formami zamiast obszernymi recenzjami, ale mam nadzieję, że wciąż będą w stanie zachęcić potencjalnego czytelnika do lektury. Chciałbym jednocześnie podzielić się tym co, w moim odczuciu, dzieło może dać czytelnikowi, ale też co może już od niego wymagać na starcie.

Tyle tytułem wprowadzenia, w drogę!

* * *

Autor grafiki - James Coates

„Główny błąd ludzkości polegał na założeniu, że miłość składa się z dwojga; że w miłości jesteśmy ty i ja bądź społeczeństwo i ja albo też ludzkość i ja. W rzeczywistości miłość tworzą trzy byty: dwa podmioty i Bóg – ja, ty i Bóg”. - abp Fulton Sheen

Przeglądając swoją półkę z książkami trafiłem na lekturę, którą jakieś dwa lata temu zareklamował mi współlokator, przygotowujący się właśnie wtedy do sakramentu małżeństwa. Jako że byłem pod wrażeniem głębi, z jaką on i jego narzeczona przeżywają swoje oczekiwanie na ślub, a mając sam w planach oświadczyny i małżeństwo z moją ukochaną, uznałem że warto sięgnąć do tej samej książki. Teraz, gdy zaledwie kilka tygodni dzieli mnie od sakramentalnego „tak”, przypomniałem sobie, jak wiele dała mi ta książka. Przy okazji pomyślałem, że warto polecić ją tym, którzy o niej nie słyszeli.

„Troje do pary” arcybiskupa Fultona Sheena, bo o tej książce mowa, wywarła ogromny wpływ nie tylko na moje myślenie o małżeństwie, ale również na ogólne myślenie o człowieku, ciele, miłości, a przede wszystkim o Trójcy Świętej. Nie powiem, że połknąłem ją jednym tchem, bo szczerze mówiąc lektura sprawiła mi trochę trudności. Arcybiskup przedstawia w niej multum mądrych myśli dotyczących wielu ważkich spraw i czasem ten natłok treści (dobrych, ale jednak bardzo licznych) utrudniał mi czytanie. Czasem miałem wrażenie, że abp Sheen skacze po wątkach trochę chaotycznie, jakby chciał jednocześnie poruszyć wszystkie tematy według niego istotne dla małżonków. Gdy tak sobie o tym myślę i wertuję jeszcze raz strony tej książki, pewnie trochę tak jest. Wynika to chyba jednak głównie z tego, że po prostu małżeństwo jest tematem rzeką i choć nie ma dzieła, które mogłoby go wyczerpać, im więcej wymiarów udaje się przedstawić jednocześnie, tym większą szansę czytelnik ma na pełniejsze zrozumienie tego sakramentu i powołania. Gdy więc przyzwyczaiłem się już do stylu arcybiskupa i z umysłem dostrojonym do wartkiego potoku jego myśli dobrnąłem do końca ostatniego rozdziału, byłem zachwycony. Wiedziałem już wcześniej, że małżeństwo jest czymś więcej, niż tym co sprzedaje nam popkultura (pozdrawiam o. Szustaka za pierwsze kroki ku temu wnioskowi!), ale chyba dopiero ta lektura pokazała mi bogactwo tego powołania, które poznawać można całe życie. Książka z pewnością nie wyczerpała tematu ale uświadomiła mi, z jaką głębią będę miał do czynienia na tej drodze.

O czym jest ta książka? Najprościej rzecz ujmując, o miłości. Arcybiskup uczy o miłości między mężczyzną i kobietą czerpiąc z ideału miłości, z Miłości samej w sobie, jaką jest Trójca Przenajświętsza. Nie stroni od tematów trudnych (przychodzi na myśl budzące strach w sercach pobożnych katolików nauczanie św. Pawła o małżeństwie) i choć nie zawsze pisze to, co współczesny odbiorca chciałby usłyszeć, to zawsze przedstawia te tematy mądrze, nie pozostawiając też wątpliwości co do pełnej jedności i równości w godności męża i żony. Poza mówieniem o związkach damsko-męskich, książka ta moim zdaniem przedstawia fascynujący obraz Trójcy Świętej – tej dynamicznej, nieskończenie hojnej wspólnoty, której miłość małżeńska, jakkolwiek piękna by nie była, jest tylko niedoskonałym (acz wciąż zachwycającym) odbiciem. Bardzo wnikliwe i pouczające są też wszystkie fragmenty pochylające się nad seksualnością i cielesnością, a szczególnie celna diagnoza ich wypaczeń, jakie obserwujemy współcześnie.

Mógłbym jeszcze długo wypisywać myśli i pojęcia, o których pisze abp Sheen, ale sądzę, że powyższy akapit wystarczy jako zachęta dla tych, których ta tematyka interesuje. Dodam jeszcze tylko, że dla mnie wielką zaletą tej książki jest też to, że arcybiskup nie wywyższa i nie upiększa małżeństwa kosztem dziewictwa i celibatu, które abp Sheen, jak i Kościół, słusznie uważa za najwyższą formę oddania życia Bogu. Abp Sheen broni małżeństwa i wychwala je w samowystarczalny i niezależny sposób, tak iż nie jest istotne, czy jest drogą najdoskonalszą czy nie – jest piękne, jest dobre, jest chciane przez Boga i (będące pełne miłości) ma potężną moc uświęcania. Dla wiernych katolików chcących służyć Bogu w towarzystwie drugiej osoby powinno wystarczyć to aż nadto!

Zmierzając ku końcowi wpisu - komu lekturę polecam, a komu nie? Oczywiście polecam przede wszystkim parom szykującym się do małżeństwa. Myślę jednak, że każda osoba przynajmniej wstępnie rozważająca małżeństwo jako swoją drogę powinna przeczytać tę książkę. Ta lektura odrze małżeństwo z cynizmu, w jaki przybrała je współczesność, i przypomni, czym tak naprawdę w oczach Boga małżeństwo miało być i być powinno. Natomiast nie polecałbym tej książki tym, którzy dopiero rozpoczynają wgłębianie się w temat małżeństwa – mam na myśli pierwsze stadia odkrywania w ogóle zasadności nauczania Kościoła w kwestiach małżeństwa, seksualności i powołania. Nie polecałbym dlatego, że książka zdecydowanie wymaga od czytelnika sporej już ufności dla Kościoła i jego nauki, więc komuś, kto dopiero uczy się przyjmować i rozumieć to nauczanie może po prostu wydać się zbyt „mocna” – abp Sheen raczej nie przebiera w słowach ani nie zamierza zostawiać miejsca na dyskusje. Podobnie uważam, że jeśli ktoś w chrześcijaństwie szuka głównie swojego spełnienia i przepisów na szczęśliwe życie, to również nie skorzysta w pełni z tej książki. „Troje do pary” opowiada bowiem o miłości w pełni chrześcijańskiej, a więc takiej która wymaga poświęcenia i nierzadko idzie w parze z cierpieniem. Jeśli ktoś przynajmniej w częściowym stopniu nie zrozumiał, że pierwszym wymogiem chrześcijaństwa jest zaparcie się samego siebie i przyjęcie krzyża, to nauki i porady zawarte w tym dziele mogą wydać się kompletnie abstrakcyjne i „nieżyciowe”. Wizja miłości przedstawiana przez arcybiskupa jest piękna, ale bynajmniej nie cukierkowa:

„Jednym z największych błędów, jaki popełniają pary, jest myślenie, że ich uczucie przetrwa z powodu swej siły. Miłość nie trwa z powodu siły, lecz dzięki mocy ciągłego odradzania się. Miłość małżeńska jest nie tyle sprawą ciągłości, co raczej, będąc w tym podobna do Męki i Zmartwychwstania, odnajdywania nowego życia w momencie, gdy zdawało się, że wszelką nadzieję należy pogrzebać. Kościół nie jest zjawiskiem cechującym się niezmienną ciągłością. Po tysiącu ukrzyżowań Kościół tysiąc razy zmartwychwstawał. Zawsze bije dzwon wieszczący śmierć Kościoła. Zawsze, mocą Boga, śmierć dostępuje. Świat już gotów jest do odśpiewania pieśni pogrzebowej nad grobem Kościoła, gdy to Kościół powstaje, aby odśpiewać żałobne pieśni nad przemijającą postacią tego świata. Podobnie w życiu rodzinnym: nie jest tak, że dwa serca suną po autostradzie wiodącej do coraz to szczęśliwszej miłości – przeciwnie, co chwila znajdują się u kresu wyczerpania, by potem spostrzec, że oto ich miłość weszła na wyższy poziom”.

Nie śmiałbym oczywiście sugerować, że komuś „nie wolno” czytać tej książki, ani jakiejkolwiek innej. Sądzę jednak, że na każdą formę impulsu do wzrostu w wierze jest odpowiedni czas i miejsce. Arcybiskup Sheen moim zdaniem jest już treścią dla średniozaawansowanych, a przynajmniej chcących bezkompromisowo zanurzać się w Prawdzie. Tym więc, którzy w małżeństwie chcą odkryć nie tyle spełnienie swoich marzeń, ale przestrzeń do pełnienia woli Bożej, polecam z całego serca!

poniedziałek, 21 października 2019

Odzyskać Kościół trzeba, ale dla kogo i na czyich warunkach?

Post powstał z potrzeby serca. Dla siebie i dla wszystkich tych, którzy tak jak ja mają bardzo mieszane uczucia co do wszelakich "protestów" przeciwko duchowieństwu, nie chcąc ani negować konieczności działania ws. pedofilii wśród duchowieństwa, ani nie wspierać inicjatyw mogących, świadomie lub nie, tylko pogłębiać podziały i złe rozumienie istoty Kościoła.

* * *


Powstała inicjatywa, z pewnością w najlepszych intencjach, protestu katolików.

Absolutnie rozumiem kryjący się za tą akcją sentyment. Rozumiem poczucie krzywdy i rozczarowania. Sam czuję się sfrustrowany postawą episkopatu w wielu kwestiach: brak wyjaśnień ws. przypadków krycia przestępstw seksualnych, brak otwartości na rzetelną krytykę i przede wszystkim kosmiczną odległość między biskupstwem a zwykłymi świeckimi - zarówno w przestrzeni mentalnej jak i administracyjnej. Mam tego dość i w zasadzie poniekąd dobrze, że świeccy wyrywają się z marazmu i obojętności.

A jednak cały wydźwięk tej akcji i otwartego listu w niej promowanym jakoś mi tak niesłychanie zgrzyta. Nie tylko samo słowo "protest" (które jak dla mnie jest w pewnym sensie antytezą chrześcijaństwa) ale te wszystkie dalekosiężne (i jak sądzę chybione) pomysły na Kościół, które się za nim kryją.

niedziela, 29 września 2019

Poszukiwacz Pereł - Porządek Życia Chrześcijańskiego

Słowem wstępu - seria #PoszukiwaczPereł pojawia się oryginalnie na mojej stronie na Facebooku, ale zamieszczam je również tutaj dla porządku i na dowód, że blog nie umarł, a żyje.

Idea jest taka, że aby dotrzymać konwencji, jaką nadaję temu blogowi jego nazwa, publikuję co tydzień krótką zajawkę/komentarz o godnej polecenia pozycji (książkowej lub online), w mojej odczuciu będącą po prostu perłą. Te teksty będą raczej krótkimi formami zamiast obszernymi recenzjami, ale mam nadzieję, że wciąż będą w stanie zachęcić potencjalnego czytelnika do lektury. Chciałbym jednocześnie podzielić się tym co, w moim odczuciu, dzieło może dać czytelnikowi, ale też co może już od niego wymagać na starcie.

Tyle tytułem wprowadzenia, w drogę!

* * *


#PoszukiwaczPereł - Porządek Życia Chrześcijańskiego

Perłę na dziś odkryłem w zaskakującym miejscu - w modlitewniku "Droga do Nieba", który wpadł mi w ręce przy sprzątaniu starego biurka, a który dostałem dawno temu, podczas przygotowań do pierwszej Komunii Świętej. Znalazłem w nim krótką, dziesięciopunktową listę wskazań do dobrego chrześcijańskiego życia. Modlitewnik nie był wyłącznie do użytku dziecięcego, ale jednak dawany był drugoklasistom jako pomoc we wzroście wiary, więc w tym kontekście uderzające jest to, że poniższą naukę przekazuje on bardzo wymagająco i dojrzałe, ale też pięknie. Porady z tej listy urzekły mnie głównie dlatego, że są tak proste - nie w znaczeniu "łatwe do praktykowania", ale po prostu dziecinnie proste w przekazie - ewangeliczne tak, tak; nie, nie. Postanowiłem sie podzielić, bo w tym zwariowanym, zagubionym świecie chyba właśnie takiej prostolinijnej, w pełni skupiającej na Bogu katechezy nam potrzeba.

piątek, 27 września 2019

O "płynnym ateizmie"


Umblarea pe mare, mozaic sec. 12, monreale, sicilia
Chrystus chodzący po wodzie - mozaika z katedry w Monreale na Sycylii (XII w.)

Przeglądając ostatnio jedną ze swoich ulubionych katolickich stron informacyjnych, trafiłem na rozmowę z kardynałem Robertem Sarah. Ucieszyłem się, bo gwinejskiego kardynała bardzo lubię, a w zasadzie ten wywiad doskonale wpasował się w temat, który sam od dłuższego czasu chciałem podjąć (tylko nie potrafiłem poskładać myśli w sensowny wpis). Kardynał poruszył wiele zagadnień i cała rozmowa z nim jest ogromnie pouczająca, więc serdecznie polecam wszystkim znającym angielski. Mnie jednak szczególnie poruszyło jego zwrócenie uwagi na "płynny ateizm", który według niego naznacza myślenie wielu współczesnych katolików. Ateizm ten tak dogłębnie wdarł się do naszego myślenia, że praktycznie go nie zauważamy, a jego najwyrazistszym objawem jest to, że Bóg mimo pozorów wcale nie jest na pierwszym miejscu w naszym stosunku do siebie, bliźniego i świata.

Nie chcąc powtarzać tego, co kardynał mówi w wywiadzie, podzielę się tutaj podobną obserwacją w swoich własnych słowach. Nie wiem jak to się stało, ale opanowaliśmy do perfekcji taką formę życia wiarą, że przyjmujemy chrześcijaństwo za prawdę, a jednocześnie świat oglądamy przez mocno ateistyczne soczewki. Patrzymy na świat jak na byt odrębny od Boga – nie jako stworzenie całkowicie Jemu poddane, ale jako niezależną od Niego rzeczywistość, w której naszym zadaniem jest wygospodarować Mu jakąś działkę (idealnie jak największą, ale jednak wydzieloną). W szczególności zaś (świadomie lub nie) uważamy świat i idee w nim przeważające, jako nadrzędne do Kościoła, który sam ustanowił.

poniedziałek, 9 września 2019

Poszukiwacz Pereł - encyklika "Humanae Vitae" św. Pawła VI

Słowem wstępu - seria #PoszukiwaczPereł pojawia się oryginalnie na mojej stronie na Facebooku, ale zamieszczam je również tutaj dla porządku i na dowód, że blog nie umarł, a żyje.

Idea jest taka, że aby dotrzymać konwencji, jaką nadaję temu blogowi jego nazwa, publikuję co tydzień krótką zajawkę/komentarz o godnej polecenia pozycji (książkowej lub online), w mojej odczuciu będącą po prostu perłą. Te teksty będą raczej krótkimi formami zamiast obszernymi recenzjami, ale mam nadzieję, że wciąż będą w stanie zachęcić potencjalnego czytelnika do lektury. Chciałbym jednocześnie podzielić się tym co, w moim odczuciu, dzieło może dać czytelnikowi, ale też co może już od niego wymagać na starcie.

Tyle tytułem wprowadzenia, w drogę!

* * *


#PoszukiwaczPereł na dziś - encyklika "Humanae Vitae" św. Pawła VI

Dzisiaj bez dłuższego komentarza - uważam, że ta encyklika jest obowiązkową lekturą każdego katolika. Nie tylko dlatego, żeby samemu zapoznać się z nauką Kościoła, ale by umieć ją bronić wobec wątpiących i zwalczających. Dzisiaj jest to szczególnie ważne - w prywatnej opinii wielu katolików antykoncepcja, jeśli nie moralnie obojętna, to z pewnością jest moralnie dopuszczalna. Jest to wielki błąd - Kościół naucza, że antykoncepcja jest czynem wewnętrznie złym, a zatem niedopuszczalnym w każdych okolicznościach. Warto zaznaczyć, że moralność antykoncepcji nie jest jedynym tematem encykliki (w zasadzie zajmuje się ona ogólnie tematem małżeństwa w rozumieniu nauki katolickiej), ale z pewnością jest najbardziej kontrowersyjnym tematem w niej podjętym.

poniedziałek, 2 września 2019

Poszukiwacz Pereł - listy świętego Ignacego Antiocheńskiego

Słowem wstępu - seria #PoszukiwaczPereł pojawia się oryginalnie na mojej stronie na Facebooku, ale zamieszczam je również tutaj dla porządku i na dowód, że blog nie umarł, a żyje.

Idea jest taka, że aby dotrzymać konwencji, jaką nadaję temu blogowi jego nazwa, publikuję co tydzień krótką zajawkę/komentarz o godnej polecenia pozycji (książkowej lub online), w mojej odczuciu będącą po prostu perłą. Te teksty będą raczej krótkimi formami zamiast obszernymi recenzjami, ale mam nadzieję, że wciąż będą w stanie zachęcić potencjalnego czytelnika do lektury. Chciałbym jednocześnie podzielić się tym co, w moim odczuciu, dzieło może dać czytelnikowi, ale też co może już od niego wymagać na starcie.

Tyle wstępu, w drogę!

* * *
Rycina z "Historii Kościoła" Martina Wehrmanna (1880)

#PoszukiwaczPereł na ten tydzień - listy świętego Ignacego Antiocheńskiego.

Na początek powiem, że moje osobiste odkrycie, że istnieją pisma Ojców Kościoła i do wielu z nich jest swobodny dostęp, był dla mnie przełomowy. Jak to, mogę przeczytać słowa pierwszych chrześcijan i jeśli tylko czas i ochota pozwoli, prześledzić rozwój myśli chrześcijańskiej i nauki katolickiej od pierwszych wieków aż do średniowiecza? Czemu nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?

Myślę że każde z tych pism jest bezcenne i warte uwagi, ale jeśli miałbym wybrać ulubione dzieło, to z tych kilku pism, które miałem przyjemność już przeczytać, w mojej własnej ocenie na czołówkę wysuwają się listy św. Ignacego, z kilku powodów.

piątek, 30 sierpnia 2019

Poszukiwacz Pereł - "Dzieje Duszy" św. Teresy z Lisieux


Słowem wstępu - seria #PoszukiwaczPereł pojawia się oryginalnie na mojej stronie na Facebooku, ale zamieszczam je również tutaj dla porządku i na dowód, że blog nie umarł, a żyje.

Idea jest taka, że aby dotrzymać konwencji, jaką nadaję temu blogowi jego nazwa, publikuję co tydzień krótką zajawkę/komentarz o godnej polecenia pozycji (książkowej lub online), w mojej odczuciu będącą po prostu perłą. Te teksty będą raczej krótkimi formami zamiast obszernymi recenzjami, ale mam nadzieję, że wciąż będą w stanie zachęcić potencjalnego czytelnika do lektury. Chciałbym jednocześnie podzielić się tym co, w moim odczuciu, dzieło może dać czytelnikowi, ale też co może już od niego wymagać na starcie.

Tyle wstępu, w drogę!

* * *

Dzisiejszy #PoszukiwaczPereł – „Dzieje duszy” św. Teresy z Lisieux

Na samym początku chciałbym wspomnieć, że św. Teresa z Lisieux, zwana również Małą Teresą lub Małym Kwiatkiem, to jedna z moich ulubionych świętych. Głównie dlatego, że jej doświadczenie utraty wiary z jednoczesnym wytrwaniem w miłości do Boga było dla mnie swego czasu wielką otuchą (choć również sporą zagwozdką). Nie jest to jednak jedyny powód - nie sposób streścić tego w jednym wpisie, ale św. Teresa jest naprawdę fascynującą postacią, która zostawiła po sobie niezwykłą spuściznę. Wystarczy wspomnieć, że św. Teresa zmarła mając 24 lata, została kanonizowana ćwierć wieku później, a w setną rocznicę śmierci została ogłoszona najmłodszym w historii Doktorem Kościoła. Mało kto (jeśli w ogóle) może się pochwalić podobnym życiorysem.

czwartek, 15 sierpnia 2019

I Ja ciebie nie potępiam!

"Jawnogrzesznica" - Józef Unierzyński, 1920

Z 8 rozdziału Ewangelii Św. Jana:
1 Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, 2 ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. 3 Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: 4 «Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. 5 W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?» 6 Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. 7 A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». 8 I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. 9 Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. 10 Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» 11 A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!». 
Rozmyślając nad ostatnią sytuacją z kazaniem arcybiskupa Jędraszewskiego, jego słowach o "tęczowej zarazie" i o reakcji środowiska kościelnego i reszty społeczeństwa, ni stąd, ni zowąd w głowie pojawił mi się powyższy fragment Ewangelii. Niekoniecznie jednak w najbardziej oczywistym sensie.

sobota, 20 lipca 2019

Quo Vadis, chrześcijanie i cierpienie

Znalezione obrazy dla zapytania piotr stachiewicz quo vadis
Piotr Stachiewicz, "Ursus ocala Ligię", ok. 1902
Mam głębokie przekonanie, że nie ma książek bardziej wartościowych od tych, które rzetelnie mierzą się z fundamentalnymi pytaniami filozofii i teologii. Mimo to nie sądzę, że wielu z nas byłoby w stanie poświęcić się wyłącznej lekturze opasłych tomisk poświęconych tym dwóm dziedzinom. Każdy czuje potrzebę sięgnięcia do innych lektur - jeśli nie dla chwili oddechu i rozrywki, to przynajmniej po to, by móc przyjrzeć się jak o ważnych dla człowieka sprawach piszą nie filozofowie, ale artyści. Nie będę tu ściemniał - mnie raczej ten pierwszy powód jakiś czas temu skłonił do powrotu do regularnego czytania książek innych niż apologetycznych (na które dość długo miałem fazę). Niemniej jednak jakaś domieszka drugiego powodu również zaistniała, skoro zacząłem po pewnym czasie sięgać nie tylko po kryminały, ale również po tak zwane "klasyki literatury". Nigdy wcześniej specjalnie mnie do nich nie ciągnęło, ale wydaje mi się, że kiedy człowiek zacznie się interesować filozofią, nawet na bardzo podstawowym poziomie, zaczyna go równolegle fascynować rozwój ludzkiej myśli i kultury na przestrzeni wieków, a więc również i literatury. Dodatkową motywację, bardziej osobistą, dał mi mój dziadek, który podczas jednej z mojej wizyt w domu zaczął mnie zachęcać do pożyczania książek z jego osobistej biblioteczki i ewidentnie sprawiało mu radość, gdy z propozycji korzystałem. W ten sposób któregoś razu trafiło w moje ręce Quo Vadis. Nie wiem, co oprócz rozpoznawalnego tytułu skłoniło mnie do wzięcia tej właśnie powieści. Miałem tę książkę jako lekturę w liceum, ale najwidoczniej wtedy zupełnie nie poczułem weny do jej przeczytania. Być może po gimnazjalnej lekturze "Krzyżaków" nie miałem najlepszej opinii o literackim kunszcie Sienkiewicza, dlatego też nie spodziewałem się nic fenomenalnego i do niedawna Quo Vadis leżało gdzieś na szarym końcu mojej listy czytelniczej.

wtorek, 25 czerwca 2019

Ile można czekać?

Fresk w Kaplicy na Polu Pasterzy, Betlejem

Chyba jedną rzecz powinienem zaznaczyć na samym początku tego bloga - naprawdę nie czuję się duchowo pewnie w tym momencie życia. Czuję się przytłoczony swoimi grzechami, lenistwem, gnuśnością. Chciałbym żyć dużo lepiej, niż na co dzień potrafię. Najtrudniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że mam poczucie, że miało być inaczej. Był taki moment, kiedy Bóg dogłębnie przemienił moją duszę i pozwolił mi doświadczyć w wyjątkowy sposób, jak bardzo mnie kocha. 

Było  to około dwóch lat temu, po długich miesiącach intelektualnych poszukiwań, w których trakcie zacząłem kompletnie tracić wiarę. W momencie, gdy naprawdę byłem już przekonany, że nic nie może mnie na powrót przekonać do wiary, za sprawą kilku niezwykłych zbiegów okoliczności zacząłem znajdywać jedna po drugiej odpowiedzi na od dawna nurtujące mnie pytania. Po miesiącach, w których wiara chrześcijańska wydawała mi się wręcz absurdalna, przyszedł czas, gdy z zaskoczeniem odkryłem jej zaskakującą fundamentalną spójność. Równolegle obudziło się we mnie wyraźne jak nigdy wcześniej poczucie Bożej obecności i zrozumiałem na nowo Jego potężną obietnicę złożoną w Starym i Nowym Testamencie, że On nigdy nas nie opuszcza i nigdy nie przestaje nas słuchać. Wtedy zrozumiałem, umysłem i sercem, że jeśli zawierzę Mu swoje życie, to naprawdę On będzie mnie prowadził ku dobru. To było dla mnie wtedy jasne jak Słońce i pociągnęło za sobą szereg naprawdę odważnych decyzji (o których może innym razem).

Naprawdę chciałem wtedy odwdzięczyć się Bogu całym sobą i miałem nieodparte przeświadczenie, poparte przecież Pismem i wiarą katolicką, że jeśli tylko Mu zaufam i zawierzę Mu wszystko, to On przemieni moje życie.

środa, 12 czerwca 2019

Wyruszamy na poszukiwania



Znalezione obrazy dla zapytania writing chimpanzee

Chciałbym zacząć od słowa wstępu, aby wyjaśnić, dlaczego w ogóle podjąłem decyzję, by uzewnętrzniać się w sieci. Pomysł chodził mi po głowie już od długiego czasu, ale decydujące okazały się ostatnie miesiące. Gdy w Polsce temat molestowań seksualnych przez księży nie był jeszcze w centrum uwagi tak jak teraz, śledziłem bardzo przykre wydarzenia za Atlantykiem i w Rzymie. Raport z Pensylwanii z lipca 2018 roku, gdzie ujawniono liczne przypadki gwałtów i molestowań dokonanych przez księży. Wiarygodne oskarżenia obecnie już zlaicyzowanego Theodora McCarricka o molestowanie seminarzystów. Głośny list arcybiskupa Viganò, w którym oskarżył papieża Franciszka o brak reakcji wobec powszechnej podobno w Watykanie wiedzy grzechach McCarricka (ogromny temat, za dużo by wchodzić tu w szczegóły). Burzliwa dyskusja, rosnąca frustracja i ogromne oburzenie i poczucie krzywdy świeckiej części amerykańskiego Kościoła wobec molestowań, jak również opieszałości i niewiarygodności tamtejszego episkopatu. W zasadzie dokładnie to, co przeżywamy teraz tu w Polsce.

Fakt, były to wydarzenia, które w zasadzie nie dotyczyły mnie bezpośrednio. Mimo to poruszyły mnie głęboko - dotyczyły przecież mojego Kościoła. Byłem wściekły. Jak tu nie być wściekłym, gdy duchowni molestują dzieci, nastoletnich i seminarzystów, a ich przełożeni i koledzy albo aktywnie ich kryją, albo udają, że nic nie wiedzą. Liczne apele o przejrzystość i szybkie działanie spotykały się z pustymi obietnicami, gdy potrzebne były czyny, a ciszą, gdy były potrzebne odpowiedzi. Zbiegło się to też z piętrzącymi się już od lat problemami z katolicką ortodoksją i brakiem jasnych komunikatów od wielu duchownych, co Kościół naprawdę uczy w kwestiach  moralności. Naprawdę ciężko streścić wszystkie wspomniane przeze mnie wydarzenia i zjawiska a myślę, że nie ma takiej potrzeby z mojej strony - każdy zainteresowany może prześledzić sobie wydarzenia i zamęt ostatnich lat. Grunt, że bez wątpienia żyjemy w momencie głębokiego kryzysu Kościoła. Wydarzenia ostatnich dni w Polsce są w pewnym sensie opóźnioną falą uderzeniową katastrofy, który ma zasięg globalny.