* * *
Powstała inicjatywa, z pewnością w najlepszych intencjach, protestu katolików.
Absolutnie rozumiem kryjący się za tą akcją sentyment. Rozumiem poczucie krzywdy i rozczarowania. Sam czuję się sfrustrowany postawą episkopatu w wielu kwestiach: brak wyjaśnień ws. przypadków krycia przestępstw seksualnych, brak otwartości na rzetelną krytykę i przede wszystkim kosmiczną odległość między biskupstwem a zwykłymi świeckimi - zarówno w przestrzeni mentalnej jak i administracyjnej. Mam tego dość i w zasadzie poniekąd dobrze, że świeccy wyrywają się z marazmu i obojętności.
A jednak cały wydźwięk tej akcji i otwartego listu w niej promowanym jakoś mi tak niesłychanie zgrzyta. Nie tylko samo słowo "protest" (które jak dla mnie jest w pewnym sensie antytezą chrześcijaństwa) ale te wszystkie dalekosiężne (i jak sądzę chybione) pomysły na Kościół, które się za nim kryją.
Nie chciałbym skupiać się na walce z użyciem określenia "nasz Kościół" (zamiast "Chrystusowy"), o którym niektórzy moi znajomi piszą, bo chyba wiem co chcieli w ten sposób przekazać organizatorzy - Kościół jest dla nas wszystkich ważny i czujemy się jego częścią. A jeśli ktoś ma poczucie, że traci coś jemu bliskie, to naturalną reakcją będzie próba jego odzyskania. Nie odmawiam więc twórcom wydarzenia dobrych intencji ani w pewnym stopniu racji. Co prawda, to prawda - "Kościół" to też "My".
Z drugiej jednak strony, podkreślanie roli naszego "My" w Kościele, w formie jaką widać w liście otwartym, ewidentnie zdradza pewne poczucie, że Kościół trzeba teraz ocalić z rąk duchownych i że my, jako wierni świeccy, mamy do niego (i do nauczań w nim głoszonym) prawo - prawo do posiadania, prawo do decydowania i przede wszystkim prawo do czucia się w nim komfortowo. Inaczej rzecz ujmując, Kościół trzeba naprawić i odzyskać, bo przestał być nasz. A żeby znów był nasz, to Kościół powinien być taki, jaki my osobiście uważalibyśmy za najlepszy. Taki, w którym będzie wszystkim (nawet tym nieszczególnie się z nim zgadzającym) ciepło i przyjemnie.
Teraz dobry moment, żeby zaznaczyć - nie chcę wylewać dziecka z kąpielą! W Kościele wierni powinni czuć się kochani i ważni, a już z pewnością niedopuszczalne jest, żeby przez grzechy Kościoła cierpieli niewinni i Ci najbardziej potrzebujący troski i miłosierdzia. Gdyby akcja skupiła się wyłącznie na domaganiu się sprawiedliwości i zadośćuczynienia dla głęboko zranionych ofiar molestowań, sam chętnie bym wziął udział, będąc bardzo wdzięcznym, że ktoś za stworzył taką przestrzeń (będąc świadom swojej niezdolności do działania, gdy jest taka potrzeba). Nie tylko to - czytając list otwarty, nie potrafię nie współczuć tym, którzy tracą poczucie, że Kościół to ich dom, bo sam dotkliwie odczuwam obecną przepaść między episkopatem a niektórymi wiernymi. Oba te punkty są ważne i konieczne do zaadresowania. Jednak te bezdyskusyjnie słuszne postulaty organizatorów protestu płynnie przechodzą w kolejne, już bardziej przewrotne "żądania". Uczestnicy protestu domagają się Kościoła "otwartego", "miłosiernego", "nie osądzającego". Ale trzeba wprost powiedzieć, że to są już kompletnie subiektywne opinie tego, jak Kościół powinien wyglądać. Wbrew temu, co twierdzą autorzy listu, takiego obrazu Kościoła nie znajdziemy w Nowym Testamencie (wystarczy uczciwie go przeczytać od deski do deski i zwrócić uwagę zarówno fragmenty o miłosierdziu, jak i te o grzechu; te o zbawieniu i te o piekle; te o otwartości na grzeszników, i te o bezwzględnym nakazie nawrócenia). Taki obraz Kościoła jest już wytworem współczesności, która podnosi mgliste pojęcia takie jak "tolerancja", "miłość" i "różnorodność" do rangi chrześcijańskich prawd wiary. A naprawdę nimi nie są, przynajmniej nie w znaczeniu, które sugeruje współczesna interpretacja, obojętna na Boga i twierdząca buńczucznie, że grzechu (a więc i sądu) nie ma.
Ja powiem po prostu tak - jeśli naprawdę wierzymy w to, że Bóg był z Kościołem od czasu samych Apostołów, to zupełnie nie rozumiem jak można uważać, że dopiero teraz, po 20 wiekach, w obliczu burzliwych przemian społecznych mających źródło w kompletnie niechrześcijańskiej wizji świata i człowieka, zaczynamy rozumieć sedno Ewangelii. Jest to dla mnie absurd, i to bardzo szkodliwy dla najważniejszej misji Kościoła, aby nie głosić innej Ewangelii niż tej, którą głosili Apostołowie.
Zgodziłbym się z organizatorami, że błędy i grzechy duchowieństwa są potwornością. Jednak grzesznikami jesteśmy my wszyscy, a nie tylko "kler". I grzeszymy na wszystkich frontach. Jeśli jedni z nas są winni braku życzliwości czy miłosierdzia dla odrzuconych, to inni są winni rozwadniania prawdy o konieczności nawrócenia (ryzykując tym samym utratę życia wiecznego). Nie potrafię więc zaangażować się w tak jednostronny "protest", zwłaszcza jeśli jako odpowiedź na krzywdy wobec skrzywdzonych przez Kościół proponuje się cokolwiek innego, niż pełniejsze przylgnięcie do Ewangelii - tej prawdziwej, miłosiernej ale trudnej, a nie służącej jedynie temu, żeby nam było miło i przyjemnie.
Być może ktoś mi zarzuci, że po prostu robię sobie wymówkę, żeby siedzieć w domu i nie nadstawiać karku. Być może będzie w tym jakaś racja - swoje grzechy i ułomności też mam, a do typu aktywisty zdecydowanie nie należę. Ale z drugiej strony nie zamierzam uczestniczyć w czymś tylko dlatego, żeby inni z uznaniem poklepali mnie po ramieniu. A na pewno nie po to, by odzyskiwać coś, co nigdy nie było moje, a jedynie przyjęło mnie, brudnego i niedoskonałego, w swoje progi. Jak już wiele osób mi znajomych trafnie zauważyło, Kościół nie jest nasz, Kościół jest Chrystusowy. I jeśli chcemy w nim coś zdziałać i poprawić, to przede wszystkim musimy zabrać się za siebie i za swoją grzeszność. Oczywiście, trzeba to robić patrząc z miłością właśnie na Chrystusa, ale w pełnej okazałości, a nie tylko przez soczewki lekkostrawnej wersji Ewangelii.
Napisawszy to wszystko dodam tylko, że nikogo nie będę zniechęcał do pójścia na protest. Każdy ma swój rozum i sumienie, poza tym jak już pisałem, zakładam przynajmniej u większości uczestników dobre i szczere intencje. Sam jednak zamierzam wieczór protestu spędzić modląc się na różańcu. Gdy po ludzku wszystko wymyka się spod kontroli (a moim zdaniem, patrząc na sytuację w Kościele, to jest właśnie tego rodzaju moment), chyba nie ma lepszego wyjścia.
Na koniec załączam też link do alternatywnego wydarzenia, gdzie organizatorzy proponują zamiast protestu stałą modlitwę w intencji Kościoła i nieustanną pracę nad samym sobą w pierwszej kolejności. Po ludzku kiepski pomysł na zmianę Kościoła. Ale po Bożemu... cóż, czas pokaże.
Oddajmy Kościół Chrystusowi: https://www.facebook.com/events/493866644525396/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz