Martin Hudáček - "Dziecko, które nigdy się nie narodziło" |
"Do Ciebie mam
pytanie następujące- mając świadomość, że Twoje dziecko urodzi się z wadą
letalną, jakbyś postąpił? 12-13 letnia dziewczynka pada ofiarą brutalnego
gwałtu, gdzie ojcem dziecka jest ojciec ofiary, jak zapatrujesz się na aborcję
w takim wypadku? Może trochę ekstremalne przykłady ale po prostu jestem ciekawa
odpowiedzi"
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest o tyle mało wymierna, że
łatwo jest odpowiedzieć czysto teoretycznie jakby się postąpiło, ale ciężko
przewidzieć, jak by wyszło w praktyce. Powiem: "zrobię A", ale to
pusta deklaracja i nie ma tego jak zweryfikować. Mogę raczej odpowiedzieć, co
uważam, że powinienem i co bym chciał w tej sytuacji zrobić - chciałbym być
spójny z tym, co uważam za obiektywnie słuszne. Co do drugiego pytania - bez
wprowadzenia w podstawy moich przekonań odpowiedź nie tylko będzie
niezrozumiała, ale może zabrzmieć też po prostu chłodno czy okrutnie. Tak więc
cała odpowiedź będzie długa.
W jednym zdaniu - uważam, że nie ma okoliczności, w której
możemy/mamy prawo pozbawiać życia niewinną istotę ludzką. Nie wystarczy
oczywiście zadeklarować takiego przekonania, żeby stało się ono prawdziwe lub
sensowne, dlatego wypiszę w formie listy argument, który mnie do tego zdania
przekonuje - niekoniecznie po to, żeby Cię przekonywać, ale po to żeby pokazać
na jakiej rozumowej podstawie żywię moje przekonania.
Musisz wybaczyć długość tej listy, ale chcę wyrażać się w
tej delikatnej kwestii jak najbardziej precyzyjnie, aby ograniczyć możliwość
nieporozumienia. To że wypisuje pedantycznie przesłanki i wnioski z nich
płynące w postaci listy oczywiście nie znaczy samo w sobie, że mam rację
(przesłanki mogą być błędne, albo też wnioski), ale pokaże (mam nadzieję)
przejrzyście mój tok rozumowania.
- Kady człowiek ma prawa, prawa człowieka [dopisek: tu mogłoby być miejsce na szerszą dyskusję o tym, czym są prawa człowieka, skąd pochodzą i czy wyłącznie laicka ich koncepcja jest wystarczająca. Tu jednak dla prostoty opieram się na "prawach człowieka" w powszechnym, świeckim rozumieniu]
- Praw nie nadaje mu żadna władza, ani rząd - nie są zależne od drugiego człowieka (np. niewolnikom w południowych Stanach należała się wolność bo mieli do niej niezatarte prawo, nawet jeśli inni ludzie twierdzili, że go nie mają; mówi się też o łamaniu praw człowieka, rozumiejąc że ktoś narusza prawa, które inni rzeczywiście mają) – w innym wypadku człowiek miałby prawo je również odebrać
- Prawa nie powstają też przez pragnienia czy wolę osób – ktoś pragnący fortuny nie zyskuje w ten sposób prawa do bycia bogatym itp.
- Prawa nie są również zależne od świadomości ich posiadania - pacjenci w śpiączce lub obcokrajowiec nie znający języka ani przez to swoich praw w danym państwie mają takie same prawa jak inni, nawet jeśli nie są ich świadomi (w danym momencie lub ogólnie)
- Skoro żaden człowiek nie nadaje praw człowieka, ani nie powstają dzięki pragnieniom czy woli, ani nie zależą od świadomości ich posiadania, muszą być wrodzone.
- Skoro prawa są wrodzone, to wynikają po prostu z faktu bycia człowiekiem
- Bycie człowiekiem oznacza przynależność do gatunku ludzkiego, jako unikatowy osobnik z własnym kodem genetycznym (choć niekoniecznie wyjątkowym - zdarzają się bliźniaki jednojajowe)
- Powyższe cechy każdy człowiek posiada od momentu poczęcia
- W związku z powyższym, człowiek zaczyna istnieć od swojego poczęcia
- W związku z powyższym i w związku z punktem 6,
człowiek zaczyna mieć prawa od poczęcia
- Prawa są różne, ale niektóre prawa zależą od innych, bardziej fundamentalnych (np. dajmy na to prawo do prowadzenia działalności gospodarczej zależy od prawa do własności, a prawa kobiet zależą od uznania wpierw ogólnych praw człowieka)
- Ważniejsze są prawa bardziej fundamentalne, bo ich utrata pozbawia człowieka również innych (naruszenie prawa bardziej fundamentalnego ma gorsze skutki, niż naruszenie prawa mniej fundamentalnego – choć oczywiście w obu wypadkach naruszenie będzie złe, różny będzie tylko stopień)
- W związku z powyższym, jeśli postanawiamy chronić prawa, to większa ochrona należy się tym bardziej fundamentalnym
- Najbardziej fundamentalne - od którego zależą inne - jest prawo do życia, w znaczeniu "pozostania przy życiu"; odbierając prawo do życia, podważa się wszystkie inne prawa, bo nie mając życia, nie można wykorzystywać innych praw (np. prawo do wolności i samostanowienia)
- W sytuacji, gdy mamy konflikt praw dwóch różnych osób i w każdym możliwym rozwiązaniu któreś musi zostać pokrzywdzone, nie można w żadnym wypadku poświęcać czyjegoś bardziej fundamentalnego prawa w imię ochrony drugiego, mniej fundamentalnego – nie oznacza to negowanie praw jednej osoby względem drugiej, ale uznanie pewnej hierarchii praw/wartości/dóbr.
- Jeśli p. 12 jest prawdziwy, znaczy to, że prawo do życia nawet w sytuacji konfliktu z prawami innej osoby – o ile nie jest to również prawo do życia – jest niepodważalne
- Wyjątkiem byłoby, gdyby konflikt wynikał ze świadomej agresji jednej z osób - np. w samoobronie można zaatakować, a nawet w ostateczności (gdy grozi utrata własnego życia) zabić napastnika
- Nienarodzony człowiek w łonie matki jest niewinny – nie wyrządza świadomej krzywdy matce, jego istnienie i miejsce przebywania jest poza jego kontrolą
- Nie mieści się w związku z tym w wyjątku z p. 17
- W związku z powyższym, niezależnie od okoliczności, prawo do życia nienarodzonej osoby jest niepodważalne. Innymi słowy, nie może mu nigdy zostać odebrane prawo do życia – wszelkie trudności, cierpienia i niesprawiedliwości wynikłe z jego zaistnienia muszą być rozwiązane/przepracowane inaczej, niż przez zakończenie jego życia.
Podsumowując, moje stanowisko przeciwko aborcji nie rodzi
się z przekonania, że „kobiety nie mają prawa do decydowania o swoim ciele”
albo „nie ma dobrych powodów na to, by nie chcieć być w ciąży”, tylko z
zupełnie drugiej strony: „rozpatrzmy, czy nienarodzony jest człowiekiem; jeśli
tak, to powinien mieć takie same nienaruszalne prawa, jak każdy z nas”. Innymi
słowy, do wniosków nie doprowadza mnie negacja trudnych sytuacji albo zbywanie
losu kobiet, tylko refleksja nad prawami również tych ludzi, którzy są znacznie
mniej zauważalni.
Dodam też, że nie zgadzam się ani z moralnością opartą na
tzw. minimalizowaniu kolektywnego cierpienia (czyli dobre jest to, co skutkuje
najmniejszym cierpieniem u ogółu) ani z relatywizmem moralnym (że dobro lub zło
czynu jest subiektywne i dla każdej osoby i w każdej wyjątkowej sytuacji będzie
inne (choć wina, powaga czynu, skutki oczywiście będą zależeć)). Nie dam rady
tego tutaj wyłuszczyć, ale po prostu chciałem to dodać jako wyjaśnienie,
dlaczego przychylam się do rozumowania zakładającego, że jest mimo wszystka jakaś
obiektywna i jasna odpowiedź, i dlaczego uważam, że powinniśmy się jej twardo
trzymać. Jest duża szansa, że w tym przekonaniu się różnimy, ale na to nic nie
poradzimy. Dodaję tylko tło, podstawowe założenia o moralności, z których
wychodzę.
Przechodząc więc do tego, co wynika z tego dla mnie w
praktyce. Naruszanie czyjegoś prawa jest zawsze złe, a uważam, że czynienie zła
w imię osiągnięcia jakiegoś innego dobra jest niedopuszczalne i po prostu
szkodliwe społecznie. W imię takiej racjonalizacji dokonuje się straszliwych
czynów – np. zrzucenie bomby na Hiroshimę było tłumaczone koniecznością
szybkiego skończenia wojny, aby uniknąć śmierci i cierpienia kolejnych setek
tysięcy ludzi, albo torturowanie osób podejrzanych o terroryzm aby zdobyć od
nich informację dzięki której można by powstrzymać siatkę terrorystyczną i ochronić
od śmierci setki niewinnych. Nie mówię, że są to sytuacje w ogóle analogiczne
do tych, o które mnie pytasz – daję tylko przykłady, dlaczego uważam że
absolutnie nie można czynić czegoś złego, nawet chcąc przez to osiągnąć coś nie
wiem jak dobrego. Uważam to za zasadę nienaruszalną, która chroni nas od
naszych pożądań i nadużyć władzy.
Jak odnieść to teraz do Twojego pytania?
Jeśli rzeczywiście nienarodzony jest człowiekiem, to
fundamentalnego prawa do życia nie można odebrać mu w żadnym wypadku – nawet
gdy jest on mimowolnie sprawcą cierpienia, albo gdy jest śmiertelnie chory. Nie
rozważamy w żadnym wypadku, czy można zabić dziecko, które sprawia rodzicom
ogromne trudności (np. z powodu ich nagłego ubóstwa, albo jego nagłej
nieuleczalnej choroby). Uważam więc również, że nie powinniśmy rozważać w ogóle
zabijania nienarodzonych w żadnym wypadku.
Drugi przykład jest pod pewnymi względami jeszcze
trudniejszy. Gwałt i to na dziecku jest tak potwornym czynem, że nawet brakuje
mi słów, by o nim mówić. Sprawca całej sytuacji - gwałciciel - powinien być karany jak najsurowiej. A jednak,
nienarodzone dziecko wciągnięte w tę tragiczną sytuację nie miało na nią
najmniejszego wpływu. Nie jest w żadnym stopniu winne cierpienia dziewczynki,
która stała się jego matką. Czy ten scenariusz w jakiś sposób podważa jego
nienaruszalne prawo do życia? Czy afirmacja tego prawa musi negować w
jakimkolwiek stopniu niewyobrażalne cierpienie, którego doświadcza dziewczynka?
Absolutnie tak nie uważam. Wciąż możemy – i absolutnie powinniśmy – zrobić
wszystko co możliwe, aby zadbać o sprawiedliwość dla ofiary, aby zagwarantować
jej jak najlepszą opiekę, aby zorganizować adopcję przyszłego dziecka. Wszystko
co tylko możemy, co nie jest samo w sobie czynem być może gorszym niż sam gwałt
– zabicie niewinnej istoty (znów, oczywiście, zależne od tego, czy nienarodzony
jest człowiekiem).
Tu absolutnie kluczowe jest pytanie, czy nienarodzonego
należy już traktować jako człowieka. Nie twierdzę, że paroma punktami wcześniej
udowodniłem tę tezę – po prostu teraz mówię, że słuchając różnych debat i argumentów
obu stron stoję na stanowisku, że człowiekiem (a więc istotą z prawami
człowieka) jest się od poczęcia. Bo jeśli jest człowiekiem, to sytuacja
dziewczynki w ciąży byłaby analogiczna do sytuacji matki, która postanowiła mimo
wszystko urodzić dziecko poczęte w wyniku gwałtu. Jednak po roku, dwóch, gdy
uwypuklają się rysy twarzy dziecka, zauważa ona że syn jest miażdżąco podobny
do jej oprawcy. Widok jego twarzy, która przypomina jej twarz gwałciciela, stało
się dla niej źródłem wielkiej traumy. A jednak, nie sądzę że choć przez moment
sugerowalibyśmy, że ma ona przez to prawo go zabić. Bo on też jest człowiekiem
i nie jest winny tej sytuacji. Trzeba więc będzie szukać innych rozwiązań i
minimalizować cierpienie na wszystkie inne możliwe sposoby.
Sytuacje z prawdziwego życia są trudne, czasem nawet
ekstremalne – takie jak Twoje przykłady. Oczywiście, trzeba je uwzględnić –
zasad moralnych/prawnych nie buduje się w oparciu o ekstrema, ale muszą je
uwzględniać. I choć oba te przykłady bardzo mnie poruszają i ciężko mi się
pogodzić z tym, że czasem mają one miejsce w naszym świecie, to mimo
cierpienia, jakie się z nimi wiąże, obstaję przy tym że nie mogą one być
podstawą do zabicia niewinnego człowieka – nie dlatego, ze brakuje im
doniosłości czy są za mało straszne (kto to kwestionuje, rzeczywiście jest
chyba socjopatą), ale po prostu dlatego, że uważam że po prostu nic nie może
być taką podstawą.
Kwestia, jak powinno to być rozwiązane prawnie, jest złożona
i trudna. Szczerze, nie mam tu 100-procentowego stanowiska. Niektóre przypadki
są dla mnie bardziej jasne – np. moje przekonanie, że zespół Downa nie powinien
być przesłanką do aborcji – czyli (w moim rozumieniu) odebrania prawa do życia.
Albo – z drugiej strony – jeśli zaistnieje sytuacja, że rzeczywiście tylko
aborcja może ocalić życie matki – prawdopodobnie możemy się zgodzić na wyjątek.
Inne scenariusze – np. sytuacja pewnych wad letalnych – nie mam do końca
wyrobionej opinii [dopisek: raczej skłaniam się do zupełnego zakazu – w zgodzie z
przekonaniem, że chorzy nienarodzeni to ludzie tacy jak my i przysługuje im taka sama ochrona prawna, jak nam - choć zdecydowanie
wciąż pozostaje wiele do zrobienia w kwestii opieki nad takimi dziećmi i ich rodzicami].
Na pewno możemy o nich jako społeczeństwo dyskutować, ale osobiście jestem
zdania, że dopóki nie uwzględnimy w dyskusji człowieczeństwa i praw
nienarodzonych (rzetelności brakuje nierzadko obu „stronom” sporu, bo „prolajferzy”
sami nie zawsze mają ten temat przemyślany), dyskusja ta będzie niekompletna, a
przez to prawne rozwiązania wybrakowane.
Podsumowując, ująłbym swoje przekonanie w dwóch zdaniach, które gdzieś słyszałem: „Jeśli nienarodzony nie jest człowiekiem, aborcja nie wymaga żadnego usprawiedliwienia. Jeśli nienarodzony jest człowiekiem, żadne usprawiedliwienie nie wystarczy”. Bardziej przekonują mnie argumenty za tym, że nienarodzony jest człowiekiem i ma prawa człowieka stąd – nawet w ekstremalnych i tragicznych sytuacjach, które przywołujesz – aborcja będzie zła. To, jaka jest wina dokonującego aborcji to inna sprawa – w życiu nie winiłbym ani nie piętnował dziewczynki z Twojego przykładu, która chciałaby tej aborcji – bo zło czynu a wina czyniącego to nierzadko oddzielne kwestie. Założyłem jednak, że pytałaś mnie o moje stanowisko na temat sama moralności czynu. Jeśli pytałaś o coś innego, to daj znać, postaram się również (choć mam nadzieję znacznie krócej) ustosunkować.
Na koniec podrzucam parę interesujących pytań, które jakiś
inny znajomy [zadał w ramach podobnej dyskusji], a które jakoś pokrywają się
z pytaniami, które sam sobie zadawałem wyrabiając sobie moje stanowisko. Wydaje
mi się że są ciekawe i dają do myślenia, więc może Cię zainteresują.
- Czy każdemu człowiekowi powinny przysługiwać pewne prawa, których źródłem jest sama biologiczna przynależność do gatunku ludzkiego?
- Czy prawo do pozostania przy życiu i uzyskania od innych wszelkiej pomocy do tego koniecznej powinno być jednym z nich?
- Czy powinny istnieć prawa nadrzędne względem prawa do życia? Jeżeli tak, to jakie?
- Czy moralnie dopuszczalnym jest zabicie swojego brata bliźniaka syjamskiego w imię decydowania o swoim ciele?
- Czy państwo powinno zapewniać swoim obywatelom ochronę ich podstawowych praw?