czwartek, 24 czerwca 2021

Odpowiedź na pytanie dotyczące aborcji - ogólna obrona stanowiska obrony prawa do życia

Martin Hudáček - "Dziecko, które nigdy się nie narodziło"

Poniższy tekst napisałem w odpowiedzi na dość trudne (i ważne) pytanie znajomej osoby podczas ogólnej dyskusji o aborcji. Chciałem w nim przedstawić powody, dla których uważam, że aborcja zawsze jest złem i gwałtem zadanym najbardziej podstawowym prawu człowieka - prawu do życia. Pomyślałem, że choć tekst niedoszlifowany i z pewnością  nie wyczerpujący (pierwotnie nie pisałem go w końcu po to, by go publikować), to może warto się nim podzielić. Myślę, że potrzeba dzielenia się dobrymi argumentami przeciwko aborcji jest, i to pilna jak nigdy - właśnie dzisiaj przyjęto w Parlamencie Europejskim rezolucję nazywającą aborcję (czyli zwyczajnie zabójstwo nienarodzonego człowieka) "prawem kobiet". Jak to wpłynie na politykę w Unii, a szczególnie w Polsce, nie wiem. To wydarzenie przypomina nam jednak, że żyjemy w cywilizacji pędzącej ku absolutnym odwróceniu norm moralnych do góry nogami i jeśli nie zaczniemy na poważnie zastanawiać się, jak te drogie nam wartości bronić, stanowisko antyaborcyjne rychło zniknie z przestrzeni publicznej, a nawet w prywatnych rozmowach ciężko nam będzie stanąć w obronie prawa do życia nienarodzonych. Być może zatem moja poniższa "apologia" będzie dla kogoś pomocna, nawet jeśli w żadnym wypadku nie twierdzę, że odpowiada ona na wszystkie kontrargumenty lub rozważa wszystkie aspekty tego zagadnienia. Mam po prostu nadzieję, że tekst może stać się dla niektórych punktem wyjścia. Po bardziej solidne, uporządkowane i wnikliwe omówienie tematu, gorąco polecam "Przekonać do życia. Jak rozmawiać o aborcji" autorstwa Trenta Horna. Parę internetowych źródeł poleciłem też w innym swoim wpisie.

Tak czy inaczej, bez dalszego komentarza prezentuję więc poniżej moją odpowiedź w całości [z paroma dopiskami]:

*            *            *

"Do Ciebie mam pytanie następujące- mając świadomość, że Twoje dziecko urodzi się z wadą letalną, jakbyś postąpił? 12-13 letnia dziewczynka pada ofiarą brutalnego gwałtu, gdzie ojcem dziecka jest ojciec ofiary, jak zapatrujesz się na aborcję w takim wypadku? Może trochę ekstremalne przykłady ale po prostu jestem ciekawa odpowiedzi"

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest o tyle mało wymierna, że łatwo jest odpowiedzieć czysto teoretycznie jakby się postąpiło, ale ciężko przewidzieć, jak by wyszło w praktyce. Powiem: "zrobię A", ale to pusta deklaracja i nie ma tego jak zweryfikować. Mogę raczej odpowiedzieć, co uważam, że powinienem i co bym chciał w tej sytuacji zrobić - chciałbym być spójny z tym, co uważam za obiektywnie słuszne. Co do drugiego pytania - bez wprowadzenia w podstawy moich przekonań odpowiedź nie tylko będzie niezrozumiała, ale może zabrzmieć też po prostu chłodno czy okrutnie. Tak więc cała odpowiedź będzie długa.

W jednym zdaniu - uważam, że nie ma okoliczności, w której możemy/mamy prawo pozbawiać życia niewinną istotę ludzką. Nie wystarczy oczywiście zadeklarować takiego przekonania, żeby stało się ono prawdziwe lub sensowne, dlatego wypiszę w formie listy argument, który mnie do tego zdania przekonuje - niekoniecznie po to, żeby Cię przekonywać, ale po to żeby pokazać na jakiej rozumowej podstawie żywię moje przekonania.

Musisz wybaczyć długość tej listy, ale chcę wyrażać się w tej delikatnej kwestii jak najbardziej precyzyjnie, aby ograniczyć możliwość nieporozumienia. To że wypisuje pedantycznie przesłanki i wnioski z nich płynące w postaci listy oczywiście nie znaczy samo w sobie, że mam rację (przesłanki mogą być błędne, albo też wnioski), ale pokaże (mam nadzieję) przejrzyście mój tok rozumowania.

  1. Kady człowiek ma prawa, prawa człowieka [dopisek: tu mogłoby być miejsce na szerszą dyskusję o tym, czym są prawa człowieka, skąd pochodzą i czy wyłącznie laicka ich koncepcja jest wystarczająca. Tu jednak dla prostoty opieram się na "prawach człowieka" w powszechnym, świeckim rozumieniu]
  2. Praw nie nadaje mu żadna władza, ani rząd - nie są zależne od drugiego człowieka (np. niewolnikom w południowych Stanach należała się wolność bo mieli do niej niezatarte prawo, nawet jeśli inni ludzie twierdzili, że go nie mają; mówi się też o łamaniu praw człowieka, rozumiejąc że ktoś narusza prawa, które inni rzeczywiście mają) – w innym wypadku człowiek miałby prawo je również odebrać
  3. Prawa nie powstają też przez pragnienia czy wolę osób – ktoś pragnący fortuny nie zyskuje w ten sposób prawa do bycia bogatym itp.
  4. Prawa nie są również zależne od świadomości ich posiadania - pacjenci w śpiączce lub obcokrajowiec nie znający języka ani przez to swoich praw w danym państwie mają takie same prawa jak inni, nawet jeśli nie są ich świadomi (w danym momencie lub ogólnie)
  5. Skoro żaden człowiek nie nadaje praw człowieka, ani nie powstają dzięki pragnieniom czy woli, ani nie zależą od świadomości ich posiadania, muszą być wrodzone.
  6. Skoro prawa są wrodzone, to wynikają po prostu z faktu bycia człowiekiem
  7. Bycie człowiekiem oznacza przynależność do gatunku ludzkiego, jako unikatowy osobnik z własnym kodem genetycznym (choć niekoniecznie wyjątkowym - zdarzają się bliźniaki jednojajowe)
  8. Powyższe cechy każdy człowiek posiada od momentu poczęcia
  9. W związku z powyższym, człowiek zaczyna istnieć od swojego poczęcia
  10. W związku z powyższym i w związku z punktem 6, człowiek zaczyna mieć prawa od poczęcia

  11. Prawa są różne, ale niektóre prawa zależą od innych, bardziej fundamentalnych (np. dajmy na to prawo do prowadzenia działalności gospodarczej zależy od prawa do własności, a prawa kobiet zależą od uznania wpierw ogólnych praw człowieka)
  12. Ważniejsze są prawa bardziej fundamentalne, bo ich utrata pozbawia człowieka również innych (naruszenie prawa bardziej fundamentalnego ma gorsze skutki, niż naruszenie prawa mniej fundamentalnego – choć oczywiście w obu wypadkach naruszenie będzie złe, różny będzie tylko stopień)
  13. W związku z powyższym, jeśli postanawiamy chronić prawa, to większa ochrona należy się tym bardziej fundamentalnym
  14. Najbardziej fundamentalne - od którego zależą inne - jest prawo do życia, w znaczeniu "pozostania przy życiu"; odbierając prawo do życia, podważa się wszystkie inne prawa, bo nie mając życia, nie można wykorzystywać innych praw (np. prawo do wolności i samostanowienia)
  15. W sytuacji, gdy mamy konflikt praw dwóch różnych osób i w każdym możliwym rozwiązaniu któreś musi zostać pokrzywdzone, nie można w żadnym wypadku poświęcać czyjegoś bardziej fundamentalnego prawa w imię ochrony drugiego, mniej fundamentalnego – nie oznacza to negowanie praw jednej osoby względem drugiej, ale uznanie pewnej hierarchii praw/wartości/dóbr.
  16. Jeśli p. 12 jest prawdziwy, znaczy to, że prawo do życia nawet w sytuacji konfliktu z prawami innej osoby – o ile nie jest to również prawo do życia – jest niepodważalne
  17. Wyjątkiem byłoby, gdyby konflikt wynikał ze świadomej agresji jednej z osób - np. w samoobronie można zaatakować, a nawet w ostateczności (gdy grozi utrata własnego życia) zabić napastnika
  18. Nienarodzony człowiek w łonie matki jest niewinny – nie wyrządza świadomej krzywdy matce, jego istnienie i miejsce przebywania jest poza jego kontrolą
  19. Nie mieści się w związku z tym w wyjątku z p. 17
  20. W związku z powyższym, niezależnie od okoliczności, prawo do życia nienarodzonej osoby jest niepodważalne. Innymi słowy, nie może mu nigdy zostać odebrane prawo do życia – wszelkie trudności, cierpienia i niesprawiedliwości wynikłe z jego zaistnienia muszą być rozwiązane/przepracowane inaczej, niż przez zakończenie jego życia.

Podsumowując, moje stanowisko przeciwko aborcji nie rodzi się z przekonania, że „kobiety nie mają prawa do decydowania o swoim ciele” albo „nie ma dobrych powodów na to, by nie chcieć być w ciąży”, tylko z zupełnie drugiej strony: „rozpatrzmy, czy nienarodzony jest człowiekiem; jeśli tak, to powinien mieć takie same nienaruszalne prawa, jak każdy z nas”. Innymi słowy, do wniosków nie doprowadza mnie negacja trudnych sytuacji albo zbywanie losu kobiet, tylko refleksja nad prawami również tych ludzi, którzy są znacznie mniej zauważalni.

Dodam też, że nie zgadzam się ani z moralnością opartą na tzw. minimalizowaniu kolektywnego cierpienia (czyli dobre jest to, co skutkuje najmniejszym cierpieniem u ogółu) ani z relatywizmem moralnym (że dobro lub zło czynu jest subiektywne i dla każdej osoby i w każdej wyjątkowej sytuacji będzie inne (choć wina, powaga czynu, skutki oczywiście będą zależeć)). Nie dam rady tego tutaj wyłuszczyć, ale po prostu chciałem to dodać jako wyjaśnienie, dlaczego przychylam się do rozumowania zakładającego, że jest mimo wszystka jakaś obiektywna i jasna odpowiedź, i dlaczego uważam, że powinniśmy się jej twardo trzymać. Jest duża szansa, że w tym przekonaniu się różnimy, ale na to nic nie poradzimy. Dodaję tylko tło, podstawowe założenia o moralności, z których wychodzę.

Przechodząc więc do tego, co wynika z tego dla mnie w praktyce. Naruszanie czyjegoś prawa jest zawsze złe, a uważam, że czynienie zła w imię osiągnięcia jakiegoś innego dobra jest niedopuszczalne i po prostu szkodliwe społecznie. W imię takiej racjonalizacji dokonuje się straszliwych czynów – np. zrzucenie bomby na Hiroshimę było tłumaczone koniecznością szybkiego skończenia wojny, aby uniknąć śmierci i cierpienia kolejnych setek tysięcy ludzi, albo torturowanie osób podejrzanych o terroryzm aby zdobyć od nich informację dzięki której można by powstrzymać siatkę terrorystyczną i ochronić od śmierci setki niewinnych. Nie mówię, że są to sytuacje w ogóle analogiczne do tych, o które mnie pytasz – daję tylko przykłady, dlaczego uważam że absolutnie nie można czynić czegoś złego, nawet chcąc przez to osiągnąć coś nie wiem jak dobrego. Uważam to za zasadę nienaruszalną, która chroni nas od naszych pożądań i nadużyć władzy.

Jak odnieść to teraz do Twojego pytania?

Jeśli rzeczywiście nienarodzony jest człowiekiem, to fundamentalnego prawa do życia nie można odebrać mu w żadnym wypadku – nawet gdy jest on mimowolnie sprawcą cierpienia, albo gdy jest śmiertelnie chory. Nie rozważamy w żadnym wypadku, czy można zabić dziecko, które sprawia rodzicom ogromne trudności (np. z powodu ich nagłego ubóstwa, albo jego nagłej nieuleczalnej choroby). Uważam więc również, że nie powinniśmy rozważać w ogóle zabijania nienarodzonych w żadnym wypadku.

Tak więc a propos pierwszego pytania: Nie mam prawa zabić niewinnego dziecka, nawet jeśli prognoza jego życia jest krótka. Oczywiście, nie znaczy to, że nie chciałbym umniejszać cierpienia. Myślę, że mam wręcz moralny obowiązek zrobienia wszystkiego innego, co tylko możliwe, aby zapewnić mu jak najlepsze, nawet jeśli krótkie, życie. Gdybym dowiedział się, że moje dziecko po narodzinach może żyć zaledwie parę godzin, poruszyłbym niebo i ziemię, żeby znaleźć specjalistów i hospicjum, które się nim zaopiekuje, które poda znieczulenie, które - jeśli cudem przeżyłoby dłużej - wskazałoby dalsze działania. Ale nie postanowiłbym go zabić przed narodzinami, żeby zaoszczędzić mu cierpienia. I nie uważam, że powinienem mieć takie prawo.

(Dodałbym jeszcze, że tuż po prawie do życia, uważam że absolutnie każdy ma prawo do miłości. Nie można wymusić na innych, by kogoś kochali, ale nie można odmawiać komuś szansy, by był pokochany. To dużo mniej konkretny argument, ale i tak przytaczam go dla porządku)

Drugi przykład jest pod pewnymi względami jeszcze trudniejszy. Gwałt i to na dziecku jest tak potwornym czynem, że nawet brakuje mi słów, by o nim mówić. Sprawca całej sytuacji - gwałciciel - powinien być karany jak najsurowiej. A jednak, nienarodzone dziecko wciągnięte w tę tragiczną sytuację nie miało na nią najmniejszego wpływu. Nie jest w żadnym stopniu winne cierpienia dziewczynki, która stała się jego matką. Czy ten scenariusz w jakiś sposób podważa jego nienaruszalne prawo do życia? Czy afirmacja tego prawa musi negować w jakimkolwiek stopniu niewyobrażalne cierpienie, którego doświadcza dziewczynka? Absolutnie tak nie uważam. Wciąż możemy – i absolutnie powinniśmy – zrobić wszystko co możliwe, aby zadbać o sprawiedliwość dla ofiary, aby zagwarantować jej jak najlepszą opiekę, aby zorganizować adopcję przyszłego dziecka. Wszystko co tylko możemy, co nie jest samo w sobie czynem być może gorszym niż sam gwałt – zabicie niewinnej istoty (znów, oczywiście, zależne od tego, czy nienarodzony jest człowiekiem).

Tu absolutnie kluczowe jest pytanie, czy nienarodzonego należy już traktować jako człowieka. Nie twierdzę, że paroma punktami wcześniej udowodniłem tę tezę – po prostu teraz mówię, że słuchając różnych debat i argumentów obu stron stoję na stanowisku, że człowiekiem (a więc istotą z prawami człowieka) jest się od poczęcia. Bo jeśli jest człowiekiem, to sytuacja dziewczynki w ciąży byłaby analogiczna do sytuacji matki, która postanowiła mimo wszystko urodzić dziecko poczęte w wyniku gwałtu. Jednak po roku, dwóch, gdy uwypuklają się rysy twarzy dziecka, zauważa ona że syn jest miażdżąco podobny do jej oprawcy. Widok jego twarzy, która przypomina jej twarz gwałciciela, stało się dla niej źródłem wielkiej traumy. A jednak, nie sądzę że choć przez moment sugerowalibyśmy, że ma ona przez to prawo go zabić. Bo on też jest człowiekiem i nie jest winny tej sytuacji. Trzeba więc będzie szukać innych rozwiązań i minimalizować cierpienie na wszystkie inne możliwe sposoby.

Sytuacje z prawdziwego życia są trudne, czasem nawet ekstremalne – takie jak Twoje przykłady. Oczywiście, trzeba je uwzględnić – zasad moralnych/prawnych nie buduje się w oparciu o ekstrema, ale muszą je uwzględniać. I choć oba te przykłady bardzo mnie poruszają i ciężko mi się pogodzić z tym, że czasem mają one miejsce w naszym świecie, to mimo cierpienia, jakie się z nimi wiąże, obstaję przy tym że nie mogą one być podstawą do zabicia niewinnego człowieka – nie dlatego, ze brakuje im doniosłości czy są za mało straszne (kto to kwestionuje, rzeczywiście jest chyba socjopatą), ale po prostu dlatego, że uważam że po prostu nic nie może być taką podstawą.

Kwestia, jak powinno to być rozwiązane prawnie, jest złożona i trudna. Szczerze, nie mam tu 100-procentowego stanowiska. Niektóre przypadki są dla mnie bardziej jasne – np. moje przekonanie, że zespół Downa nie powinien być przesłanką do aborcji – czyli (w moim rozumieniu) odebrania prawa do życia. Albo – z drugiej strony – jeśli zaistnieje sytuacja, że rzeczywiście tylko aborcja może ocalić życie matki – prawdopodobnie możemy się zgodzić na wyjątek. Inne scenariusze – np. sytuacja pewnych wad letalnych – nie mam do końca wyrobionej opinii [dopisek: raczej skłaniam się do zupełnego zakazu – w zgodzie z przekonaniem, że chorzy nienarodzeni to ludzie tacy jak my i przysługuje im taka sama ochrona prawna, jak nam - choć zdecydowanie wciąż pozostaje wiele do zrobienia w kwestii opieki nad takimi dziećmi i ich rodzicami]. Na pewno możemy o nich jako społeczeństwo dyskutować, ale osobiście jestem zdania, że dopóki nie uwzględnimy w dyskusji człowieczeństwa i praw nienarodzonych (rzetelności brakuje nierzadko obu „stronom” sporu, bo „prolajferzy” sami nie zawsze mają ten temat przemyślany), dyskusja ta będzie niekompletna, a przez to prawne rozwiązania wybrakowane.

Podsumowując, ująłbym swoje przekonanie w dwóch zdaniach, które gdzieś słyszałem: „Jeśli nienarodzony nie jest człowiekiem, aborcja nie wymaga żadnego usprawiedliwienia. Jeśli nienarodzony jest człowiekiem, żadne usprawiedliwienie nie wystarczy”. Bardziej przekonują mnie argumenty za tym, że nienarodzony jest człowiekiem i ma prawa człowieka stąd – nawet w ekstremalnych i tragicznych sytuacjach, które przywołujesz – aborcja będzie zła. To, jaka jest wina dokonującego aborcji to inna sprawa – w życiu nie winiłbym ani nie piętnował dziewczynki z Twojego przykładu, która chciałaby tej aborcji – bo zło czynu a wina czyniącego to nierzadko oddzielne kwestie. Założyłem jednak, że pytałaś mnie o moje stanowisko na temat sama moralności czynu. Jeśli pytałaś o coś innego, to daj znać, postaram się również (choć mam nadzieję znacznie krócej) ustosunkować.

Na koniec podrzucam parę interesujących pytań, które jakiś inny znajomy [zadał w ramach podobnej dyskusji], a które jakoś pokrywają się z pytaniami, które sam sobie zadawałem wyrabiając sobie moje stanowisko. Wydaje mi się że są ciekawe i dają do myślenia, więc może Cię zainteresują.

  1. Czy każdemu człowiekowi powinny przysługiwać pewne prawa, których źródłem jest sama biologiczna przynależność do gatunku ludzkiego?
  2. Czy prawo do pozostania przy życiu i uzyskania od innych wszelkiej pomocy do tego koniecznej powinno być jednym z nich?
  3. Czy powinny istnieć prawa nadrzędne względem prawa do życia? Jeżeli tak, to jakie?
  4. Czy moralnie dopuszczalnym jest zabicie swojego brata bliźniaka syjamskiego w imię decydowania o swoim ciele?
  5. Czy państwo powinno zapewniać swoim obywatelom ochronę ich podstawowych praw?

sobota, 1 maja 2021

Poszukiwacz pereł odstawia dziennik i wyrusza na dalsze poszukiwania

Drodzy czytelnicy i sympatycy - ogłoszenie!

Z mieszanką smutku i ulgi chciałem ogłosić, że postanowiłem na czas nieokreślony - a prawdopodobnie długi - zawiesić działalność bloga. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie rozwinął na tuzin akapitów czegoś, co mógłbym zawrzeć w dwóch zdaniach, a jednocześnie wiem, że blog ma przynajmniej trzech sympatyków, których istnienie blogu w jakimś stopniu cieszyło, stąd chciałbym w krótkim wpisie napisać, co mnie do tego skłania, a także zarysować szkic tego, co być może dalej.

Dlaczego dłuższa przerwa, a nie po prostu rzadsze publikacje? Po pierwsze - ostatnio doświadczyłem bardzo mocno trudu (a może nawet niemożliwości) zajmowania rozsądnych i mądrych stanowisk bez odpowiedniego poinformowania i wiedzy. Im mniej się wie, tym trudniej mówić prawdę, a pierwszym krokiem do uczciwej służby Prawdzie jest uświadomienie sobie, jak mało się wie. Ta świadomość ostatnio mocno mnie uderzyła - choć wiem teraz o swojej wierze niepomiernie więcej, niż parę lat temu, to tym bardziej widzę, w jak wielu kwestiach jestem niedoinformowany - zwłaszcza w sprawach bieżących. Z drugiej strony, posiadanie bloga jest (szczególnie dla dusz słabych i średnio uformowanych) nieustanną pokusą wydawania osądów i "mówienia, jak jest" - niezależnie od tego, czy autor rzeczywiście się do tego nadaje. Nie jestem pewien, czy zawsze udaje mi się tej pokusie oprzeć, a jednocześnie widzę ogromną szkodę, jaką czyni w naszym społeczeństwie nadmiar nieprzemyślanych opinii i błędnych wniosków. Nie chcę więc dolewać oliwy do ognia, nawet jeśli - biorąc pod uwagę ilość wyświetleń moich tekstów - mówimy o paru jej łyżeczkach. Im więcej internetowych domorosłych mądrali zamilknie, tym dla nas wszystkich lepiej (tak, wiem, to brzmi dokładnie jak coś, co powiedziałaby "internetowa domorosła mądrala"). Czując się coraz mniej pewnie w tym, o czym chce pisać, wolę zrobić sobie dłuższą, oficjalną przerwę i pozbyć się (czasami potężnej) pokusy pisania na temat bieżących wydarzeń, niż ryzykować pisanie półprawd, banałów a nawet siejących po prostu ferment bzdur.

Po drugie, blog pierwotnie miał być przestrzenią, w której mógłbym dzielić się z czytelnikami swoją własną drogą wzrostu w wierze, polecać lektury i myśli które wpłynęły na moje życie. Tymczasem - jako że przygotowanie każdego wpisu jest dla mnie bardzo czasochłonne - zorientowałem się, że brakuje mi czasu na zgłębianie treści, które mnie interesują i których poznanie mnie ubogaca. Motywacja dzielenia się wiedzą wkrótce się wypali, jeśli przestanę samemu odkrywać wartościowe, mądre i zachęcające do świętości lektury. Nie jestem (i nigdy nie byłem) źródłem jakiejś wiedzy tajemnej - raczej byłem glinianą miseczką, którą miłosierny Bóg napełnił za pomocą swoich licznych sług pożyteczną wiedzą. Wielka jest radość takiej miseczki, gdy dzieła innych radykalnie (i na lepsze) zmieniają jej wiarę i życie, a z tej radości naturalnie płynie pragnienie dzielenia się otrzymanym darem. Mam jednak uczucie, że szybciej chcę z siebie wylewać niż się napełniać. A przecież jeśli przestanę sam czerpać ze źródła, nie będę już miał się czym dzielić, a blog straci rację bytu - nigdy nie chciałem, żeby stał się on blogiem opiniotwórczym. Chciałem raczej, by był on czymś budzącym zainteresowanie (a nawet zachwyt) nad pięknem nauki katolickiej i motywować innych do wzrostu w wierze. Gdy mi samemu zaczyna brakować czasu na ten zachwyt, a własny rozwój duchowy grzęźnie w błocie, nie jestem w stanie się nim dzielić. Oczywiście, oprócz takiej niesamolubnej pobudki ostatnio obudziło się we mnie na nowo zwyczajne pragnienie pogłębienia swojej wiedzy w tematach, które mnie interesują, dla pożytku własnej duszy. Próbując pokazywać innym piękne perły, sam przestałem ich szukać. Czas więc dla mnie na odnowienie swoich poszukiwań - zamiast pisać, chcę czytać; zamiast udostępniać piękne obrazy, chcę się nimi w spokoju nacieszyć; zamiast myśleć o tym, co może być warte umieszczenia na blogu, chcę pomyśleć o tym, co może mi samemu pomóc być bliżej Boga. Tylko tyle i aż tyle.

Po trzecie i najważniejsze wreszcie - względy rodzinne zmieniły teraz moje życie. Prawie dwa miesiące temu urodził mi się syn i opieka nad nim i nad moją żoną stała się niekwestionowanym priorytetem. Ma to źródło nie tylko w naturalnym pragnieniu roztoczenia opieki nad swoją rodziną, ale również na świadomości tego że bycie ojcem i mężem jest teraz moim głównym powołaniem. A skoro tak, to dla dobra dusz bliskich i swojej muszę się na nim skupić, a odsunąć na bok poboczne zajęcia - w tym osobiste blogi. Oczywiście, nie znaczy to, że poza naszym głównym powołaniem nie jesteśmy zdolni czynić dobra - w moim przypadku nieraz (za co jestem ogromnie wdzięczny) słyszałem dobre słowa i podziękowania za niektóre moje wpisy - jednak jeśli będziemy starać się tworzyć jakieś dobro kosztem swojego powołania, to w ostatecznym rozrachunku na tym stracimy, bo powołanie jest dla nas zawsze drogą najlepszą. Jestem też głęboko przekonany, że wiele problemów naszego Kościoła wypływa z tego, że nie skupiamy się na realizacji swoich powołań, zamiast tego goniąc za innymi rolami, które w danym momencie uważamy za ważniejsze od tej rzeczywiście nam przypisanej. Świeccy mający się za biskupów i interpretatorów Tradycji, a nie za owce potrzebujące pasterza. Księża mający się za celebrytów, a nie za szafarzy sakramentów. Biskupi mający się za filantropów i polityków, a nie za następców Apostołów powołanych do głoszenia Ewangelii. To wszystko sprawia, że w Ciele Chrystusa tylko wzmaga się zamęt - tak jak ludzkie ciało pogrążyłoby się natychmiast w chaosie, gdyby uszy chciały zastąpić oczy, a śledziona mózg. Dlatego sam nie chcę wpaść w tę pułapkę, której głównym źródłem (jak niemal zawsze) jest pycha, a zamiast tego chcę skupić się na opiece nad rodziną i pracą na chleb dla nas - niech Dobry Bóg i św. Józefa rzemieślnik - patron dnia dzisiejszego - mi w tym dopomoże. A jeśli jakąś częścią mojego powołania rzeczywiście jest głosić przez bloga, internet czy media społecznościowe - z pewnością kiedyś znajdę czas, by powrócić. Jeśli nie - nie można mówić o żadnej stracie, gdyż moja droga jest inna.

Na sam koniec dodam jednak - nie odbierając absolutnie wagi poprzednim stwierdzeniom - że są mimo wszystko trzy wpisy, które chciałbym kiedyś jeszcze napisać i opublikować. Czy zrobię to za parę miesięcy, czy za parę lat - nie wiem i nic nie chcę obiecywać. Wiem tylko, że są to tematy, które od dawna chciałem podjąc i których napisanie byłoby dla mnie symbolicznym podsumowaniem całej tej przygody. Samo regularne prowadzenie bloga przez ponad półtora roku jest oczywiście już dla mnie ogromnym sukcesem i powodem do satysfakcji, dlatego też nie czuję, że zawieszenie jego działalności jest w jakimkolwiek sensie porażką. Jednak żeby móc powiedzieć, że zrobiłem w tej kwestii wszystko, co chciałem i sobie postanowiłem, pozostaje mi jeszcze poruszyć trzy następujące tematy.

W kwestii religijno-filozoficznej - odkąd założyłem bloga planowałem napisać o swojej własnej drodze z niewiary do wiary (czyli czemu nie jestem ateistą ani naturalistą), ze szczególnym uwzględnieniem rewolucyjnego dla mnie odkrycia, że scjentyzm (przekonanie, że istnieje i jest prawdą jedynie to, co można zbadać metodą naukową) wbrew pozorom jest poglądem skrajnie irracjonalnym, a "Nauką" nie znającą swoich ograniczeń i kompetencji, można mydlić oczy tak samo sprawnie, jak każdym innym przesądem. Ten tekst chciałbym napisać bo szczerze wierzę, że wielu osobom o podobnej historii wiary (i wątpliwości jej dotyczących) co mojej może bardzo pomóc, również przez polecenie lektur i źródeł, które pomogą zrozumieć niespójność ateizmu i doniosłe piękno - i prawdziwość - klasycznego teizmu. Taki wpis wymagałby jednak ogromnego wysiłku i dbałości, by był wyczerpujący i pozbawiony błędów, na co się nigdy - do tej pory - nie byłem w stanie zdobyć.

W kwestii moralnej od dawna czuję potrzebę napisania tekstu o powszechnie zapomnianych cnotach pokory i posłuszeństwa, co do których jestem głęboko przekonany, że gdyby choć co drugi katolik zaczął je z przekonaniem, konsekwencją i miłością praktykować, zmienilibyśmy nasz Kościół nie do poznania, a dręczący go kryzys zostałby w dużej mierze zażegnany. Połowa konfliktów w naszym Kościele, w naszych parafiach, a także w naszych rodzinach wypływa moim zdaniem (a jestem prawie pewny, że jest to pogląd wielu świętych, których dzieł jeszcze nie przeczytałem) głównie z tego, że szukamy przede wszystkim swego i nie potrafimy być posłuszni tym, których Pan Bóg ustanowił jako mających zwierzchnictwo nad nami. Myślę, że jest to o tyle ważny temat, że - odstawiając na bok sztuczność i świeckość tego podziału - zarówno "prawica", jak i "lewica" Kościoła notorycznie ma z tym problem, zarzucając drugiej stronie nieposłuszeństwo Kościołowi, samemu jednak będąc posłusznym wyłącznie wtedy, gdy osąd zwierzchników zgadza się z ich prywatnymi przekonaniami. Przez to jednak jest to też temat dość delikatny i wymagający dogłębnego potraktowania, najlepiej w oparciu właśnie o pisma świętych, dlatego nie chciałem go wpisać pod wpływem impulsu - choć nieraz ten impuls miałem, i to bardzo mocny.

W końcu w kwestii społeczno-politycznej od dawna korci mnie odpowiedzieć na irytująco naiwne i szkodliwe przekonanie, że "świeckie państwo" jest państwem neutralnym światopoglądowo, do którego wszyscy rozsądni - w tym katolicy - powinni ze wszelkich sił dążyć. Nie miałaby to być apologia teokracji, monarchii, czy czegokolwiek innego - nie uważam, że katolik kategorycznie nie może w określonych okolicznościach uznać tzw. "świeckiego państwa" jako najlepszego rozwiązania. Odnoszę jednak wrażenie, że wielu katolików (a przynajmniej więcej niż powinno) zaczęło - ulegając duchowi czasu - żywić fałszywe przekonanie, że świeckie państwo jest nie tylko idealnym i najbezpieczniejszym ustrojem (co jest naiwne), ale jest wręcz celem tak ważnym, że może on przesłonić rzeczywisty cel życia chrześcijańskiego, czyli nawrócenie całego świata na wiarę w Jezusa Chrystusa w Jego Świętym Kościele Katolickim (co jest bardzo, bardzo szkodliwe). Mówiąc krótko, dla niektórych demokracja i rozdział Kościoła od państwa stają się stopniowo bożkiem, który zamiast - jak być powinno, jeśli już przyjmiemy ten tok działania - być środkiem do celu powszechnej ewangelizacji, staje się celem samym w sobie. Oczywiście przedkładanie jakiegokolwiek systemu politycznego ponad nakaz misyjny Jezusa jest niebezpiecznym błędem - ciężko chyba się jednak nie zgodzić, że obecnie najbardziej propagowany na świecie jest model właśnie państwa świeckiego. Nie jest to łatwy do podjęcia temat. Podejrzewam, że nawet ten zarys mógł niektórym przybliżyć temperaturę krwi do punktu wrzenia (a przynajmniej podwyższyć ciśnienie) - był to jednak bardzo luźne i polemiczne ujęcie tematu. Dobre i przekonujące potraktowanie tego tematu również wymagałoby pracy, ostrożności i ogromnego zniuansowania. Może kiedyś starczy mi na to czasu, mądrości i roztropności.

Jeśli któryś z tych tematów Was interesuje - śledźcie dalej tego bloga, a być może się go doczekacie (możecie też oczywiście dać mi znać, że myślicie, że byłby on wartościowy - będzie to dla mnie dodatkową motywacją). Jeśli nie - z racji tego, że nie wiem kiedy (i czy w ogóle) wrócę do regularnego postowania, możecie spokojnie pogrążyć tego bloga w mrokach niepamięci. Poprzednie wpisy oczywiście zostawiam, może jeszcze komuś na coś dobrego posłużą. Tak czy inaczej, kończę już to przydługie (a i tak być może tylko tymczasowe) pożegnanie i życzę Wam wszystkiego dobrego na Waszej drodze życia, a przede wszystkim częstego i radosnego odkrywaniu w treści wiary katolickiej pięknych pereł i wszystkiego tego, co nasz Pan daje nam po to, byśmy wzrastali w świętości i przyjaźni z Nim. Jeśli nie spotkamy się za życia ani kiedyś znowu na kartach tego Dziennika - obyśmy spotkali się w Niebie!

Ave Maria, Deus Vult!

Poszukiwacz, AD 2021


sobota, 27 lutego 2021

Zgorszenie powinno nas gorszyć - spojrzenie do Katechizmu

"Kuszenie Adama i Ewy" - Rafael Santi

Dlaczego tak mało razi nas obecnie zgorszenie?

Nie mówię o zgorszeniu związanym z molestowaniem dzieci i wieloletnim kryciem sprawców w polskim Kościele. To raczej nikomu nie umyka. Mam w tym momencie na myśli zgorszenie dokonywane przez nas, świeckich, a na które jesteśmy niestety zdecydowanie mniej wyczuleni. Dla jasności - nie poruszam tego tematu po to, by jakkolwiek odwrócić uwagę od zgorszenia wśród duchowieństwa. Chcę go poruszyć po prostu dlatego, że ostatecznie my świeccy również jesteśmy odpowiedzialni za zdrowie Ciała Chrystusa (powinniśmy sobie mocno zdawać z tego sprawę wobec tak częstych wezwań do zwiększenia roli świeckich w Kościele) i nawet wobec głośnych problemów wśród duchownych nie wolno nam o tym zapominać... a wydaje się, że zapominamy. Jest to temat szczególnie istotny teraz, gdy większość społeczeństwa niestety (choć ze zrozumiałych względów) nie traktuje już biskupów jako autorytet moralny. W takich okolicznościach chcąc nie chcąc główny ciężar obowiązku dawania chrześcijańskiego świadectwa i kształtowania kultury spada właśnie na nas. A jeśli my odrzucamy tę odpowiedzialność, komu zostanie walczyć o zbawienie świata? Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? 

niedziela, 31 stycznia 2021

"Chleb Niebiański dał nam Pan"... na rękę. I co teraz?

"Przeistoczenie" - Giovanni Gasparro (2009)

Wyobraź sobie, że trzymasz w ręku coś naprawdę drogocennego. Bardzo ważny dokument, gwarantujący ci miejsce pracy lub zamieszkania. Unikatowy znaczek pocztowy. Pierścionek zaręczynowy. W jaki sposób go trzymasz? Zakładam, że ponieważ ma on dla ciebie ogromną wartość, nie będziesz traktował go niedbale, ale z uwagą, pilnując, aby go nie uszkodzić.

środa, 30 grudnia 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część III)


W poprzednich dwóch wpisach przedstawiłem obrazy i grafiki z uśmiechniętą Maryją w sztuce tradycyjnej i współczesnej. Dzisiejszy wpis poświęcony będzie wizerunkom Maryi spoza naszego europejskiego kręgu kulturowego.

sobota, 5 grudnia 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część II)


W poprzednim wpisie zebrałem znalezione przez siebie (z pomocą znajomych) wizerunki uśmiechniętej Matki Bożej pojawiające się w sztuce (mówiąc ogólnie) klasycznej. W dzisiejszej, drugiej edycji galerii radosnych Bogarodzicielek, zebrałem przedstawienia współczesne. Przy okazji poszukiwań udało mi się odkryć paru bardzo interesujących katolickich artystów, którzy tworzą piękną sztukę religijną, wbrew postmodernistycznym tendencjom naszej epoki. Ponieważ ich twórczość jest znacznie obszerniejsza, niż tylko uśmiechnięte Maryję, zainteresowanych odsyłam do odwiedzenia ich stron, linki do których zamieszczę przy najbardziej (moim zdaniem) interesujących z nich.

sobota, 28 listopada 2020

Poszukiwacz pereł - galeria uśmiechniętych Matek Bożych (część I)

Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zwróciłem uwagę na fakt, że tak niewiele wizerunków Matki Bożej przedstawia ją z uśmiechem. Nie przeszkadzają mi oczywiście obrazy, na których Maryja jest zamyślona, zatroskana lub po prostu smutna - wręcz przeciwnie, przypuszczam, że w ten sposób łatwiej jest utożsamić się z nią tym, którzy szukają u niej pociechy i zrozumienia, gdy wali się ich świat. Jednak Maryja, choć z pewnością doświadczyła w życiu wiele cierpienia, to niejednokrotnie musiała też doświadczać radości - zwłaszcza w kontekście swojego macierzyństwa. Ikonografia Maryi bez tego radosnego elementu wydaje się więc nieco wybrakowana, dlatego jakiś czas temu postanowiłem poszperać w sieci i zebrać w jednym miejscu wszystkie znane wizerunki uśmiechniętej Bogarodzicielki.