 |
Autor grafiki nieznany |
„Ze wszystkich skarbów jakie Kościół posiada, największym jest bez wątpienia Najświętszy Sakrament, w którym przebywa nieustannie ukryty Ten, który jest szczęściem całego nieba" - Bł. O. Honorat Koźmiński, "O Eucharystii".
Nie sądzę, że wiele poradzimy na zanikanie wrażliwości na sacrum (de facto dla jakiejkolwiek religii) w przestrzeni publicznej, chociaż wciąż przykro jest widzieć i słyszeć, z jaką lekkością znieważa się rzecz dla katolików najświętszą. Nawet jeśli komuś wydaje się to głupstwem, w dobrym tonie byłoby zamilknąć, zamiast wyśmiewać - zwłaszcza, że w większości przypadków wiąże się to z kompletnym brakiem zrozumienia (ani nawet odrobiny chęci zrozumienia) źródła głębokiej czci, jaką katolicy oddają niepozornym zdawałoby się postaciom chleba i wina. Bez krzty dobrej woli nie idzie zrozumieć, skąd mimo licznych grzechów i apatii wiernych i duchownych ta cześć, czasem dla postronnych aż nazbyt gorliwa, wciąż w Kościele trwa, trwać musi i trwać będzie. Nawet gdy inne aspekty leżą i kwiczą. W obrębie wiary katolickiej, to nabożeństwo jest koniecznością, logicznym skutkiem głębokiego zakorzenienia w Piśmie i Tradycji. Traktowanie wiary serio siłą rzeczy skutkować będzie kultem eucharystycznym. A jeśli ktoś nie chce wieloletniej Tradycji Kościoła przyznać chociażby racji bytu, to niestety nic dziwnego, że nie będzie też potrafił uszanować rzeczy dla Kościoła najświętszej. Piszę "niestety", bo uważam, że jednak podstawowa kultura domaga się szacunku i powściągliwości, nawet przy radykalnej odmienności zdań.
Tak więc nie mamy sami wpływu na dobrą wolę innych (sam Bóg jej nigdy nie narusza). Co jednak możemy sami zrobić, to zadbać o to, by centrum życia chrześcijańskiego, jakim jest Eucharystia, stała się centrum naszego własnego życia, codziennego i duchowego. Musimy pielęgnować swoje nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, aby: po pierwsze, nie zapominać nigdy, jak bardzo Pan nas umiłował; po drugie, być gotowym Go bronić przed bluźnierstwem, kpiną czy profanacją, jeśli zajdzie taka potrzeba; i po trzecie, aby (zawsze godnie!) spożywając Eucharystię trwać w Chrystusie (J 6,56) i tym samym pozwalać się mu przemieniać, co jest jedyną pewną drogą do wzrastania w cnocie prawdziwej chrześcijańskiej miłości, którą następnie można i trzeba obdarowywać innych.
Mając szczególnie na uwadze punkt trzeci, a odnosząc się do niedawnej próby profanacji Najświętszego Sakramentu i następujących po niej licznych komentarzy w mediach, problemem Kościoła nie jest więc ogromna cześć oddawana Eucharystii, tylko częste zaniedbywanie innych obowiązków i uczynków miłosierdzia. A skoro tak, to (pomijając wyżej wspomniany brak podstawowej kultury) zupełnie mija się z celem drwienie z pierwszego, by zwrócić uwagę na drugie. Wręcz przeciwnie - zanik pierwszego kompletnie zaprzepaści szanse, by Kościół mógł się wygrzebać ze swojego obecnego dołka. Każda miłość i każda dobra intencja, oderwana od niewyczerpanego źródła Miłości i Dobra, bardzo łatwo się wypacza, a na pewno szybko się wypala. Bądźmy więc czujni i stroniąc od wszelkiego grzechu, pragnijmy Eucharystii nade wszystko.
Nie poprzestawajmy też na wewnętrznym usposobieniu - dawajmy naszej czci świadectwo! Przyklękajmy przed tabernakulum powoli, z dbałością i nabożeństwem. Gdy widzimy Najświętszy Sakrament, czy to w monstrancji, w procesji, czy w ręku księdza, uklęknijmy! Podchodząc do Komunii, wypowiadajmy "amen" z pełnym przekonaniem - nie na pokaz, natomiast na serio. Dając osobom wokół poznać poprzez nasze gesty i zachowania, że naprawdę wierzymy w Najświętszy Sakrament, niewykluczone, że wzbudzimy w kimś pierwsze ślady zrozumienia, że w tej niepozornej Hostii kryje się coś więcej, niż widzą oczy. Być może nawet sam Nieskończony.