wtorek, 25 czerwca 2019

Ile można czekać?

Fresk w Kaplicy na Polu Pasterzy, Betlejem

Chyba jedną rzecz powinienem zaznaczyć na samym początku tego bloga - naprawdę nie czuję się duchowo pewnie w tym momencie życia. Czuję się przytłoczony swoimi grzechami, lenistwem, gnuśnością. Chciałbym żyć dużo lepiej, niż na co dzień potrafię. Najtrudniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że mam poczucie, że miało być inaczej. Był taki moment, kiedy Bóg dogłębnie przemienił moją duszę i pozwolił mi doświadczyć w wyjątkowy sposób, jak bardzo mnie kocha. 

Było  to około dwóch lat temu, po długich miesiącach intelektualnych poszukiwań, w których trakcie zacząłem kompletnie tracić wiarę. W momencie, gdy naprawdę byłem już przekonany, że nic nie może mnie na powrót przekonać do wiary, za sprawą kilku niezwykłych zbiegów okoliczności zacząłem znajdywać jedna po drugiej odpowiedzi na od dawna nurtujące mnie pytania. Po miesiącach, w których wiara chrześcijańska wydawała mi się wręcz absurdalna, przyszedł czas, gdy z zaskoczeniem odkryłem jej zaskakującą fundamentalną spójność. Równolegle obudziło się we mnie wyraźne jak nigdy wcześniej poczucie Bożej obecności i zrozumiałem na nowo Jego potężną obietnicę złożoną w Starym i Nowym Testamencie, że On nigdy nas nie opuszcza i nigdy nie przestaje nas słuchać. Wtedy zrozumiałem, umysłem i sercem, że jeśli zawierzę Mu swoje życie, to naprawdę On będzie mnie prowadził ku dobru. To było dla mnie wtedy jasne jak Słońce i pociągnęło za sobą szereg naprawdę odważnych decyzji (o których może innym razem).

Naprawdę chciałem wtedy odwdzięczyć się Bogu całym sobą i miałem nieodparte przeświadczenie, poparte przecież Pismem i wiarą katolicką, że jeśli tylko Mu zaufam i zawierzę Mu wszystko, to On przemieni moje życie.

środa, 12 czerwca 2019

Wyruszamy na poszukiwania



Znalezione obrazy dla zapytania writing chimpanzee

Chciałbym zacząć od słowa wstępu, aby wyjaśnić, dlaczego w ogóle podjąłem decyzję, by uzewnętrzniać się w sieci. Pomysł chodził mi po głowie już od długiego czasu, ale decydujące okazały się ostatnie miesiące. Gdy w Polsce temat molestowań seksualnych przez księży nie był jeszcze w centrum uwagi tak jak teraz, śledziłem bardzo przykre wydarzenia za Atlantykiem i w Rzymie. Raport z Pensylwanii z lipca 2018 roku, gdzie ujawniono liczne przypadki gwałtów i molestowań dokonanych przez księży. Wiarygodne oskarżenia obecnie już zlaicyzowanego Theodora McCarricka o molestowanie seminarzystów. Głośny list arcybiskupa Viganò, w którym oskarżył papieża Franciszka o brak reakcji wobec powszechnej podobno w Watykanie wiedzy grzechach McCarricka (ogromny temat, za dużo by wchodzić tu w szczegóły). Burzliwa dyskusja, rosnąca frustracja i ogromne oburzenie i poczucie krzywdy świeckiej części amerykańskiego Kościoła wobec molestowań, jak również opieszałości i niewiarygodności tamtejszego episkopatu. W zasadzie dokładnie to, co przeżywamy teraz tu w Polsce.

Fakt, były to wydarzenia, które w zasadzie nie dotyczyły mnie bezpośrednio. Mimo to poruszyły mnie głęboko - dotyczyły przecież mojego Kościoła. Byłem wściekły. Jak tu nie być wściekłym, gdy duchowni molestują dzieci, nastoletnich i seminarzystów, a ich przełożeni i koledzy albo aktywnie ich kryją, albo udają, że nic nie wiedzą. Liczne apele o przejrzystość i szybkie działanie spotykały się z pustymi obietnicami, gdy potrzebne były czyny, a ciszą, gdy były potrzebne odpowiedzi. Zbiegło się to też z piętrzącymi się już od lat problemami z katolicką ortodoksją i brakiem jasnych komunikatów od wielu duchownych, co Kościół naprawdę uczy w kwestiach  moralności. Naprawdę ciężko streścić wszystkie wspomniane przeze mnie wydarzenia i zjawiska a myślę, że nie ma takiej potrzeby z mojej strony - każdy zainteresowany może prześledzić sobie wydarzenia i zamęt ostatnich lat. Grunt, że bez wątpienia żyjemy w momencie głębokiego kryzysu Kościoła. Wydarzenia ostatnich dni w Polsce są w pewnym sensie opóźnioną falą uderzeniową katastrofy, który ma zasięg globalny.